Faktycznie, maniera ukazywania samego siebie jako genialnego lingwisty zniknęła, a może nawet A. Olejko robi wiele, by tę etykietkę zerwać raz na zawsze - wspomniane wyżej przetłumaczenie tras odwrotu jako linii obronnych to coś, czego nawet google translator nie potrafi. Zniknęło też (chyba...) tradycyjne przywłaszczanie sobie cudzej własności intelektualnej.
Inne maniery mają się dobrze - sadzenie obszernych cytatów na wiele stron dla przykładu. Swoją drogą, jak już ładnie się przetłumaczy fragment z węgierskiego na polski, to personalia też można byłoby zapisać z polska (Andrzej Olejko zamiast Olejko Andrzej), ale jakoś to nie wychodzi. Po staremu A. Olejko na jednej stronie nie wie, co napisał A. Olejko dwie strony wcześniej, co świetnie widać na przykładzie przemyskiego X Korpusu na przełomie marca i kwietnia - raz go przenoszą do 2. Armii (!), raz mają przenieść, ale z tego rezygnują, raz jest wycofany do odwodów, by chwilę później znów być na pierwszej linii i dopiero czekać na wycofanie... Przy walkach w lutym i w pierwszej połowie marca A. Olejko często - i słusznie - wspomina Maguryczne, by nagle na s. 262, gdzie mowa o wydarzeniach z 20 marca, walnąć bez żenady:
W obszarze "krwawych szczytów" Bieszczadów w tych dniach pojawił się kolejny ważny punkt - Maguryczne.
Serio? Dopiero wtedy, dopiero w tych dniach?
Doskonale ma się też tendencja do zwiększania objętości tekstu przez powtarzanie w kółko tego samego. Może to wynika z niechlujstwa w składaniu poszczególnych części, pisanych w różnych momentach, ale zawsze czytelnikowi można opchnąć parę linijek więcej...
Kliniczny przykład. Na s. 278 można przeczytać:
Już dwie doby później, 24 III 1915 r., XXIV Korpus, przełamawszy obronę c.k. III Korpusu, zajął główny grzbiet Beskidów, posuwając się naprzód o 20 km.
Zapewne w obawie, czy czytelnik zapamięta to odkrywcze stwierdzenie, już na s. 279 autor pisze:
W ramach rozpoczętej trzeciej fazy Bitwy Karpackiej, już 24 III 1915 r. ww. atakujący rosyjski XXIV Korpus przerwał obronę c.k. III Korpusu, zajmując główny grzbiet beskidzki i wbijając się klinem głębokim na 20 km w terytorium węgierskie.
Na nieszczęście autora - nawet dwukrotnie powtórzona bzdura nie staje się prawdą. XXIV Korpus Armijny (na przyszłość zawodowemu, acz niefachowemu historykowi można podpowiedzieć, że większość rosyjskich korpusów była korpusami armijnymi, nie jak u Austriaków - korpusami bezprzymiotnikowymi) zajął główny grzbiet beskidzki na swoim odcinku już na przełomie stycznia. Mógł co najwyżej posuwać się dalej wzdłuż niego, w kierunku zachodnim, co zresztą stało się 25 marca. O czym zatem pisze A. Olejko w ten upojny, podwójny sposób? Otóż o zdobyciu Kaštielika, góry nie leżącej wcale na głównym grzbiecie Karpat. Co ciekawe, sama nazwa "Kaštielik" w książce nie pada - ciekawe, czemu?