Druga strona medalu, czyli płk Julius Eckl vs. płk Julian Zborowski
: 10 wrz 2021, 22:00
Awanse, zaszczyty i przywileje to jedne z najsilniejszych bodźców, przez co zwykle są też przedmiotem sporów, zazdrości i intryg, a motyw niesprawiedliwego traktowania przewija się często w różnego rodzaju relacjach i wspomnieniach, także tych dotyczących armii austro-węgierskiej.
Jako przykład podać można kilkuzdaniową opinię o nadawaniu odznaczeń w publikacji wydanej w roku 2018 przez Polską Akademię Umiejętności w Krakowie w opracowaniu dr Ewy Darowskiej Wojna światowa 1914-1918. Moje wspomnienia i przeżycia bojowe skreślił Emanuel de Charlenz Hohenauer generał brygady WP na wojnie pułkownik wojsk austriackich:
„Wyżsi dowódcy i naturalnie ich sztaby, którzy właściwie z walecznością nic nie mieli wspólnego - otrzymywały więcej orderów za „waleczność” niż oficerowie linii bojowej. Byli stale kilka kilometrów za frontem bojowym i połączeni z nimi telefonem. Do nich strzały nieprzyjacielskie nie dochodziły, a jeśli front był zagrożony, dawali na czas „nura”. W rzeczywistości ostatnim bezpośrednim dowódcą żołnierzy – który dzielił z nimi dolę i niedolę – był dowódca pułku. Ten miał największe zasługi, jemu się też najwięcej należało.
Jeśli chodziło o udekorowanie oficera (żołnierza), który brał bezpośredni udział w bitwie, robiono trudności, starano się dać mu jak najmniej, sobie jednakże za jego czyny jak najwięcej. Opinię dawali tacy przełożeni, którzy nie byli na froncie bojowym i o fakcie najmniejszego pojęcia nie mieli. I ja byłem 16 miesięcy na froncie nad Styrem w Małopolsce Wschodniej, który stale ostrzeliwany był przez nieprzyjaciela. Miałem w tym czasie niewiele, ale przecież 39 zabitych, poza tem organizowałem i wyćwiczyłem pułk [krakowski 16. pułk piechoty Landwehry], przedtem niepowodzeniami tak zniszczony, że odebrałem tylko strzępy z niego. Dla mnie przez ten czas żadnego odznaczenia i uznania nie było – na tyłach – gdzie kule nieprzyjacielskie nie padały – otrzymali wysokie odznaczenia (order Leopolda) szef sztabu dywizji, przydzielony oficer kawalerii i artylerii. Ich zasługi, że grali w bridża i dobrze popijali z dywizjonerem (…). Wielu arystokratów i ustosunkowanych oficerów, przydzielonych Naczelnemu Dowództwu lub wyższym sztabom i dowództwom, przychodziło na zagrożone fronty na krótki czas li tylko dla awansu lub otrzymania orderu, o który często sami prosili.”
Inna sprawa, że Emanuel Hohenauer czuł się niedoceniany nie tylko podczas służby w czasach austriackich, ale również w polskim wojsku, z którego odszedł w stan spoczynku wiosną 1921 roku, a faktycznie przestał pełnić istotne funkcje latem 1920 roku, co tak podsumował 14 lat później w liście do marszałka Józefa Piłsudskiego, dołączonym do egzemplarza ręcznie spisanych wspomnień (drugi egzemplarz otrzymał prezydent Ignacy Mościcki):
„Jaśnie Wielmożny Panie Marszałku!
Ponieważ działalnością podobną żaden z pułkowników wszystkich trzech zaborów w okresie wojny światowej wykazać się nie może i nikt z powodu działalności patriotyczno-polskiej nie poniósł takiej szkody jak ja (vide strona 233-239 moich pamiętników), także pierś moją „70-cio letniego żołnierza” – który cały okres wojny światowej i polsko-bolszewickiej przebył na froncie bojowym – nie zdobi nawet medal z podobizną ukochanego Wodza - opisałem moją działalność w pamiętnikach.”
O swych doświadczeniach z czasów Wielkiej Wojny pisał z pozycji dowódcy pułku, a więc stanowiska, wydawałoby się, w hierarchii wojskowej już wysokiego i uprzywilejowanego.
Wyjątkowo drastyczny obraz stosunków w wojsku austro-węgierskim wyłania się ze sprawozdań z procesu, w którym w latach 20. ub. wieku spierali się dwaj austriaccy pułkownicy w stanie spoczynku - Julius Eckl i Julian Zborowski.
Konflikt dotyczył czasów, gdy w stopniu kapitanów dowodzili kompaniami, ale w zeznaniach świadków pojawiają się także sprawy późniejsze, w tym okoliczności przyznawania odznaczeń.
O trudnym charakterze i powikłanym życiorysie pułkownika Zborowskiego (1875-1940) pisałem już w tekstach:
https://www.austro-wegry.eu/viewtopic.php?f=49&t=1784
https://www.austro-wegry.eu/viewtopic.php?f=46&t=1682
Pułkownik Julius Eckl (1876 – 1955), podobnie jak jego adwersarz, nie trafił do encyklopedii ani do Wikipedii. Z wielu świadectw przedstawionych przed sądem wynika, że służba na pierwszej linii frontu, w odróżnieniu od służby koszarowej, nie była jego powołaniem, a udział w walkach powodował reakcje nerwowe. Po Wielkiej Wojnie był członkiem partii monarchistycznej SGL (Partei der schwarz-gelber Legitimisten), gdzie odpowiadał za propagandę, publikował też w organie „czarno-żółtych” – „Staatswehr”.
W kwietniu 1923 roku identyczne sprawozdania z procesu, dotyczącego nadużyć finansowych w kręgach oficerskich już po upadku Monarchii, zatytułowane "Korupcja w c. i k. armii" zamieściły lewicowe gazety „Arbeiterwille” z Grazu i „Salzburger Wacht”. Jednym z głównych motywów, podkreślanych z nieukrywaną satysfakcją przez dziennikarza, były nie związane z przedmiotem procesu zarzuty Juliana Zborowskiego w stosunku do Juliusa Eckla, dotyczące lat wojny. Podkreślano, iż nie są to stwierdzenia „czerwonych zdrajców ojczyzny”, ale mocno konserwatywnego oficera, dobrze notowanego w kręgach „Grazer Volksblatt”, a więc w styryjskich sferach prawicowo- katolickich.
Obaj oficerowie w czasach pokojowych przez ponad rok służyli w tym samym pułku. Zborowski trafił do karynckiego 7. pułku piechoty „Graf von Khevenhüller” w 1913 roku, w okolicznościach opisanych we wcześniejszym moim tekście, natomiast Julius Eckl w roku 1910, a wcześniej służył w bośniacko-herzegowińskim 4. pułku piechoty. Niewykluczone więc, że konflikty, zważywszy na istotne różnice charakterów, mieli już wówczas, a opresja wojenna ukazała je z pełną ich jaskrawością.
Źródłem jawnego sporu stały się zdarzenia 26 sierpnia 1914 roku we wsi Lackie Wielkie niedaleko Złoczowa, gdzie 7. pułk piechoty przeszedł swój chrzest bojowy. Był to epizod pierwszej bitwy lwowskiej, w tym fragmencie nazywanej też bitwą złoczowską.
https://de.wikipedia.org/wiki/Schlacht_ ... ocz%C3%B3w
https://images90.fotosik.pl/536/05436d5cac2372b1med.jpg
Pułk karyncki, którym dowodził płk Otto Koschatzky, wraz z 2. bośniacko-herzegowińskim pułkiem piechoty wchodził w skład 11. brygady piechoty, która wspólnie z 12. brygadą (17. pułk piechoty, 8. i 9. batalion strzelców polowych) i innymi jednostkami tworzyły 6. dywizję piechoty w III korpusie 3. armii.
Pierwsze doświadczenie bitewne przyniosło pułkowi porażkę i dramatycznie wysokie straty – około 700 rannych, zaginionych i zabitych (Hubert Fankhauser, Regimentsgeschichte des Infanterieregiments Graf von Khevenhüller Nr.7,1914-1918 (2007) - dalszy opis walk oparty jest o tę publikację).
Zginęło lub zmarło w następstwie ran 6 oficerów, w tym dwóch dowódców kompanii z II batalionu, który stracił też lekarza, pojmanego przez Rosjan.
14 oficerów zostało rannych, z których 8 dostało się do niewoli. Lekko ranny (postrzał w kostkę lewej stopy) był komendant III. batalionu ppłk Johann Hubinger, który trafił do szpitala we Lwowie, następnie ewakuowano go do Stryja i Grazu, po czym szybko wrócił do oddziału i wkrótce jako pułkownik i dowódca karynckiego pułku dowodził grupą na wzgórzu Tokarnia, którego nazwa stała się potem częścią jego tytułu szlacheckiego.
https://www.austro-wegry.eu/viewtopic.php?f=46&t=1682
Dwa postrzały otrzymał też znany alpinista i chemik por. dr Richard Weitzenböck. Po leczeniu w szpitalu w Grazu wyróżnił się na Tokarni, a niedługo później zginął pod Jodłową.
https://www.austro-wegry.eu/viewtopic.php?f=49&t=1435
Karyncki 7. pułk piechoty atakował wszystkimi czterema batalionami pasem od drogi Jaktorów – Złoczów po wieś Ścianka.
Batalionowi IV przypadł odcinek wzdłuż drogi, a dalej na południe od niego były w kolejności bataliony III, I i II. Odcinek frontu III batalionu znajdował się na północnym zboczu wzniesienia Łysa Góra, tuż na zachód od wsi Lackie Wielkie i ok. 5 km na północ od dawnego miasteczka Gołogóry.
https://images91.fotosik.pl/536/6ed31adb4bb5a4aamed.jpg
(H. Fankhauser, Regimentsgeschichte…, s. 24)
Trzecim batalionem dowodził, jak już wspominałem, ppłk Johann Hubinger, a poszczególnymi kompaniami kapitanowie Johann Gross (9), Julius Eckl (10), Julian Zborowski (11) i Emanuel Gradl (12). Gdy ranny został ppłk Hubinger, dowodzenie batalionem przejął kpt. Gradl.
O świcie pierwszy zwiad ruszył przez bagnisty teren w kierunku Łysej Góry (418) i po minięciu wzgórza dostał się pod ogień przeciwnika, ponosząc pierwsze w tej wojnie straty.
Według raportu kpt. Gradla 26 sierpnia batalion posuwał się z Olszanicy najpierw północnym stokiem Łysej Góry, a stamtąd miał atakować przez las w kierunku na południe od wsi Lackie Wielkie, na wzgórze św. Jana i Zalesie. Skraj lasu przy wsi Lackie Wielkie został osiągnięty około godziny 13. Tam batalion otrzymał rozkaz, by 12. kompania, którą dowodził kpt. Gradl, zajęła punkt trygonometryczny 409 na zachód od wzgórza z kaplicą (chodzi o dominujące nad wsią Lackie Małe - obecnie wraz z wsią Lackie Wielkie tworzy jedną osadę o nazwie Czerwone - wzgórze św. Jana z kaplicą-mauzoleum rodziny Strzemboszów)
https://images92.fotosik.pl/537/a5a6cda15e593c42med.jpg
https://images92.fotosik.pl/537/43f661e4c5ef5ca6med.jpg
Lackie Małe wczoraj i dziś (H. Fankhauser, Regimentsgeschichte…, s. 25, Google Maps)
https://www.google.com/search?q=%D0%9C% ... YTQfcPO2KM
W ataku tym miała pomagać 9. kompania (kpt. Gross), natomiast 10. kompanii (kpt. Eckl) wyznaczono zabezpieczenie prawego skrzydła natarcia na wzgórze z kaplicą [z dalszego przebiegu wydarzeń wynika, że chodziło jednak o lewe skrzydło], przy czym według uzyskanych wiadomości sąsiedni IV batalion był energicznie naciskany przez przeciwnika.
Atak kompanii 12. i 9. spowodował częściowe ustąpienie Rosjan, ale nie na tyle, by ułatwić przesunięcie się do przodu sąsiedniego IV batalionu, dlatego 11. kompania kpt. Zborowskiego została wysłana do walki z zadaniem zajęcia, w połączeniu z IV batalionem, wiejskiego cmentarza.
Siła frontalnego i skrzydłowego ognia przeciwnika od strony mauzoleum spowodowała, że dalsze prowadzenie ataku przez kompanie 12. i 9. było bezcelowe i niemożliwe, więc wycofano je do lasu na południe od wsi.
Tymczasem przedłużał się atak 11. kompanii i bhIR.2 [pas natarcia pułku bośniacko-herzegowińskiego z tej samej 11. brygady piechoty był na lewo od IR.7] na cmentarz, ale udało im się go zająć, przy czym ostrzał boczny ze wzgórza św. Jana był tak silny, że musieli się wycofać i dołączyli do kompanii znajdujących się już w lesie.
Tam zebrano rozporoszonych ludzi i potem dołączono do pułku, który wieczorem wycofał się przez Ściankę i Trędowacz do Nowosiółek.
Pułkownik Koschatzky w swoim raporcie, poza ogólnym wyznaczeniem celu, w ogóle nie wspomina o faktycznych działaniach III batalionu. Sporo natomiast pisze o sąsiednim IV batalionie dowodzonym przez mjr. Ignaza Prünstera, który po zajęciu wsi Lackie Wielkie miał przeć dalej w kierunku wsi Lackie Małe, ale znalazł się w trudnej sytuacji i walczył na dwa fronty, a precyzyjny ogień artylerii rosyjskiej powstrzymał oddział i zmusił do oddania zdobytego terenu. Także część środkowa i prawe skrzydło batalionu cofnęły się pod ostrzałem piechoty i oddziału karabinów maszynowych prowadzonym ze wzgórza św. Jana. W osobnym akapicie Koschatzky podkreślił, że „kościół św. Jana był zajęty przez doskonałych strzelców wroga.”
Dowódca IV batalionu mjr Ignaz Prünster (zginął kilka tygodni później pod wsią Błozew Górna) pisze o niewystarczających postępach sąsiadujących z nim batalionów nr III i I, przez co musiał przejąć zadanie zdobycia wzgórza 409 (św. Jan). Wysłał tam 15. kompanię i dwa plutony z kompanii 16. Wobec silnego ostrzału ze wschodniej strony miejscowości [zapewne od mauzoleum], batalion zmuszony został do wycofania się w lasy na południowy zachód od wsi.
Warto też wspomnieć, że II batalion, tocząc walki w bardziej sprzyjającym, bo zalesionym terenie, dotarł po południu w rejon Lepka Woda, a potem na skraj lasu przed wsią Zalesie, a oddział rozpoznania ruszył na północny wschód i dotarł w rejon drogi złoczowskiej, a więc znalazł się już za wsią Lackie Małe, obchodząc wzgórze św. Jana.
Zarówno raport dowódcy pułku jak i raporty komendantów batalionów III i IV nie wyjaśniają, co się dokładnie stało w rejonie wzgórza św. Jana. Zresztą raport kpt. Gradla jest bardzo lakoniczny.
Wiadomo jednak, że zajęcie tej pozycji było kluczowe dla powodzenia walk, a 10. kompania kpt. Eckla miała na tym odcinku wyznaczone swoje zadanie.
Gdyby nie późniejszy, wieloletni spór pomiędzy ówczesnymi dowódcami kompanii – Julianem Zborowskim i Juliusem Ecklem, byłaby to jeszcze jedna z niezliczonych akcji wojennych, które zamiast spodziewanego efektu przyniosły krwawe straty.
Na początku grudnia 1918 roku Julius Eckl, wówczas już podpułkownik, przekazał do prasy informację, iż major Julian Zborowski [faktycznie był wówczas również podpułkownikiem] ciężko naruszył jego dobra osobiste i będzie to poddane rozstrzygnięciu sądowemu.
Ze względu na dobro armii sprawy honorowe rozpatrywano w ramach wojskowych procedur, postępowania były niejawne, a uczestnicy zobowiązani do dyskrecji. W tym przypadku spór toczył się przed sądem dywizyjnym, a później, w związku ze zmianami w sądownictwie, przed powszechnym sądem okręgowym w Grazu, czyli z możliwością udziału publiczności, w tym dziennikarzy.
Rozprawa przed sądem okręgowym w Grazu odbyła się 24 stycznia 1924, a dość zbieżne relacje z niej pojawiły się w następnych dniach w pismach o różnym zabarwieniu, m.in. w „Neues Wiener Tagblatt“, „Salzburger Tagblatt“, „Salzburger Volksblatt”, „Salzburger Wacht”, „Grazer Tagblatt“, „Neues Grazer Tagblatt“, „Innsbrucker Nachrichten“, „Freie Stimmen“ z Klagenfurtu, „Tagblatt” z Linzu czy w wiedeńskim „Der Tag“. Swoją wersję z mocnymi komentarzami przedstawiły też pisma lewicowe - "Arbeiterwille" z Grazu i "Arbeiter Zeitung" z Wiednia.
Postępowanie toczyło się z powództwa płk. Juliusa Eckla, który podobnie jak jego przeciwnik procesowy był już oficerem w stanie spoczynku. Dotyczyło wydarzeń podczas zebrania oficerów w służbie czynnej 3 grudnia 1918 roku w Sali Rycerskiej w Grazu,
https://www.landtag.steiermark.at/cms/z ... 782990/DE/
poświęconego m.in. przypadkom nadużyć finansowych w armii związanych z wykorzystaniem środków publicznych. Sprawozdawcą podczas tego posiedzenia był Julian Zborowski, który wspomniał przy okazji, iż w czasie wojny pomijano go w awansach, za co winą obarczył Juliusa Eckla, wykorzystującego swoje koneksje w Wiedniu, by mścić się za wydarzenia z roku 1914.
W powództwie płk Eckl zarzucał też płk. Zborowskiemu, iż ten powiedział mu w twarz (tak w wielu relacjach, chociaż w 1918 roku Julius Eckl w prasie ogłaszał, że był w tym czasie jeszcze na froncie zachodnim i zamierza przyjechać do Grazu 6 grudnia, by sprawie o zniesławienie nadać bieg), iż ten 26 sierpnia 1914 roku podczas walk w rejonie Kolodori [Gołogóry koło Złoczowa, określane też w prasie jako Kologori, Goln-Gori] jako kapitan i dowódca kompanii w 7. pułku piechoty nie wykonał rozkazu i nie zajął wyznaczonego mu celu - wzgórza z kaplicą, przez co sąsiednie kompanie zostały ostrzelane ogniem ze skrzydeł i poniosły duże straty, sięgające 70%. Zborowski określał to zachowanie jako tchórzostwo, dodając, iż po walkach Eckl zameldował się jako chory, a nic poważnego mu nie dolegało. Później Julius Eckl dążył do tego, by znaleźć się na froncie karynckim (odcinek Rattendorf), ponieważ wiedział, że w tym miejscu „mało strzelano”. Zbudował tam kaplicę, która nie była niezbędna, po to tylko, by przypodobać się wysoko postawionej osobie i otrzymać odznaczenie, przy czym musiał wiedzieć, że dostarczenie drewna do okopów było wówczas konieczne i trudne.
https://www.archivinformationssystem.at ... 0&SQNZNR=1
https://www.archivinformationssystem.at ... 0&SQNZNR=1
Był też bardzo okrutny i niesprawiedliwy wobec podkomendnych. Podczas walk na froncie rosyjskim wydał podczas odwrotu rozkaz, iż każdego, kto w marszu ustanie, należy natychmiast rozstrzelać [Zborowski z własnego doświadczenia dobrze wiedział, czym taki rozkaz może się skończyć].
W Wiedniu poprzez fałszywe zawiadomienia utrudniał przeniesienie Zborowskiego do innej jednostki. Na zarzut tchórzostwa Eckl zareagował dopiero po 4 latach, a więc w czasie, gdy ostatecznie zakazano pojedynków.
Zborowski przed sądem podtrzymał swoje twierdzenia i wyraził wiarę, że dowiedzie prawdy. Zaznaczył też, że jego przeciwnik, mimo iż prowadzono przeciwko niemu postępowanie w związku z zachowaniem pod Gołogórami, otrzymywał wyróżnienia, podczas gdy on, nie mając tego rodzaju zarzutów, był pomijany.
Jak wyjaśniał Eckl, na proces zdecydował się po tak długim czasie, gdyż wcześniej był oficerem czynnym, a jednocześnie ugruntował się zakaz pojedynków pomiędzy oficerami.
Generał dywizji Otto Vinzenz Koschatzky von Girawa-Darewo (1859 -1938), pod Gołogórami dowódca pułku, potwierdził, że Eckl podczas bitwy zaniechał ataku na wzgórze, dodał też, że gdy był w Grazu złożony niemocą, odwiedziła go pułkownikowa Eckl, aby nakłonić go do korzystnych dla męża zeznań w postępowaniu w sprawie związanej z walkami w 1914 roku. Gdy tego nie zrobił, oskarżyła go później o zniesławienie.
Kolejny świadek, Oberstabsarzt (pułkownik)) dr Huber [zapewne Eduard Huber, w 1914 r. Regimentsarzt (kapitan), lekarz pułkowy IR. 27, przed wojną w komendzie uzupełnień w Grazu] zeznał, że Julius Eckl po potyczce pod Gołogórami był badany przez dr. Blanke, który stwierdził tylko lekki katar, ale mimo to kapitan został wysłany na zaplecze. Później dr Huber badał go osobiście i orzekł, iż stan emocjonalny oficera nie pozwala na dowodzenie na froncie, o czym powiadomił dowództwo. Potwierdził też, że oficerowie bośniacko-herzegowińskiego 2. pułku piechoty sprzeciwili się przeniesieniu kapitana do ich jednostki.
Świadek Ferdinand Heinzel, w czasie wojny jako podporucznik w 150. batalionie Landsturmu, opisał traktowanie przez Eckla żołnierzy podczas odwrotu w czasie walk z Rosjanami. Dowódca wydał wówczas rozkaz, by każdego ustającego w marszu natychmiast rozstrzelać. Heinzel zeznał też, że gdy pewien stary landwerzysta cierpiał z powodu ropiejącej nogi i pęcherzy, nie mógł być umieszczony w szpitalu, gdyż zdaniem dowódcy do takiego leczenia kwalifikowały się tylko rany postrzałowe. Kapitan Eckl dodał przy tym: „ta świnia sama się okaleczyła, natychmiast z powrotem na linię ognia”. Pewien kapral, ojciec dziewięciorga dzieci, przez nieostrożność przy obsłudze broni zastrzelił kolegę, a innego zranił. Eckl wydał wówczas Heinzlowi rozkaz, by sprawca w obecności podporucznika się zastrzelił. Polecenie nie zostało wykonane, mimo że Eckl je ponowił. Potem kaprala uniewinnił sąd wojenny. Za nawet drobne przewinienia wymierzano żołniwrzom karę słupka. Sam Eckl był wyjątkowym tchórzem i wymigiwał się od służby, gdy tylko niebezpieczeństwo było w pobliżu, a później zawsze gorliwie starał się o odznaczenia.
Świadek Hans Richter, z zawodu nauczyciel a w czasie wojny komendant plutonu w 150. batalionie Landsturmu dowodzonym przez Eckla na odcinku Rattendorf, gdzie batalion przerzucono z frontu rosyjskiego, zeznał, że dowódca znikał w trudnych momentach, a pojawiał się, gdy robiło się spokojnie.
Ppłk Brosch [Artur Brosch, kapitan w triesteńskim IR. 97] zrelacjonował przypadek pewnego słoweńskiego podoficera skazanego na karę śmierci przez sąd wojenny, któremu przewodniczył Eckl. Wcześniej żołnierz ten był zdegradowany z powodu kradzieży, ale tak się potem wyróżniał, że odznaczono go złotym Medalem Waleczności. Pewnego razu, przy rozdawaniu obrazków z wizerunkami cesarza Karola i cesarza Franciszka Józefa, żołnierz ten pogardliwie wyraził się o domu panującym. Sąd wojenny był przeciwko ukaraniu, ale Eckl jako przewodniczący wymógł skazanie na karę śmierci. Była jeszcze szansa na ułaskawienie, jednak Eckl przyspieszył egzekucję. Brosch odmówił dowodzenia oddziałem egzekucyjnym. Ponieważ wykonanie wyroku miało odbyć się w obecności jak największej liczby żołnierzy, skazanego popędzono godzinę w głębokim śniegu na miejsce kaźni. Na egzekucję musieli się stawić w uroczystym szyku przedstawiciele wszystkich sąsiadujących oddziałów. Wykonanie wyroku było fotografowane.
Tyle „Neues Grazer Tagblatt”(z niewielkimi uzupełnieniami z innych gazet), pismo, które można chyba określić jako umiarkowanie zainteresowane w poniewieraniu starej armii.
Ostatecznie proces zakończył się wiosną 1925 roku bezwarunkowym wycofaniem pozwu przez Juliusa Eckla, co wiązało się z poniesieniem przez niego wszystkich kosztów sądowych.
Tym razem zainteresowały się sprawą tylko gazety lewicowe - „Arbeiterwille” z Grazu i wiedeńska „Arbeiter Zeitung”, zamieszczając identyczny, długi artykuł zatytułowany "Z krwawego bagna wielkich czasów". Prawdopodobnie autorem tekstu był dziennikarz, który pod identycznym tytułem napisał sprawozdanie z rozprawy z 22 stycznia 1924 roku.
Artykuł z 1925 roku jest zdecydowanie dłuższy niż wcześniejsze relacje, podano w nim też więcej informacji, lepiej lokując je w czasie. Ale to nie jest suchy opis akt sprawy, tylko krwista, subiektywna publicystyka. Rytm nadają śródtytuły, w kilku przypadkach nawiązujące do kolejnych odznaczeń przyznawanych Juliusowi Ecklowi.
Należy wziąć pod uwagę, że były to pisma lewicowe, zdecydowanie kontestujące zarówno stary jak i nowy porządek. Z drugiej strony, redakcjom groziły postępowania sądowe, dlatego też, po odcedzeniu złośliwości, inwektyw i komentarzy, nie można tego tekstu pominąć. Bądź co bądź, pisany był na podstawie akt sądowych, zawierających zeznania świadków (a było ich nie mniej niż 110), będących oficerami armii. Ale ostrożność lepiej zachować.
Pismo procesowe, w którym Julius Eckl wycofał skargę honorową o zniewagę, zostało zacytowane.
Eckl wymienił w nim trzy podstawowe powody zakończenia procesu:
- kwestia honoru armii – relacje w gazetach po rozprawie z 22 stycznia 1924 roku były tendencyjne, a nie należy szargać dobrego imienia armii i absolutnie chce tego uniknąć,
- uwolnienie od zarzutów w innych postępowaniach - po orzeczeniach i ustaleniach sądu wojskowego [zapewne chodzi o postępowanie w roku 1914] i rady honorowej w Grazu, a także komisji ds. zbadania naruszeń obowiązków wojskowych w czasie wojny, został uwolniony od zarzutów Zborowskiego,
- brak wiarygodnych zeznań świadków - dotychczasowy przebieg procesu jasno wykazał, że po upływie prawie 10 lat dla wielu świadków wydarzenia te są już odległe i nie mogą oni zeznawać prawidłowo. Z tych samych powodów niemożliwe jest przedstawienie świadków obalających zarzuty.
Zgodnie z chronologią zdarzeń, relacja rozpoczyna się od walk pod Gołogórami (tym razem nazwa podawana jest prawidłowo) i w większości pokrywa się z wcześniej opisanymi zeznaniami. Ciekawym przyczynkiem jest zeznanie, jakie złożył świadek por. Paul Humpoletz [w 1914 – chorąży w IR.7]:
„Przez pewien czas w Stry [Stryj] miałem [z nim] do czynienia i mieszkałem w jednym pokoju. Wrażenie, jakie wywarło na mnie jego zachowanie, było deprymujące, prawie chciałbym powiedzieć, demoralizujące. Stanowiło to ostry kontrast w stosunku do energicznego sposobu, do którego przyzwyczaił na placu ćwiczeń. Był bardzo przybity i muszę przyznać, że cały należny mu szacunek przepadł.”
Pod Gołogórami Eckl jako dowódca kompanii miał nie wykonać rozkazu i zamiast nacierać, by zabezpieczyć skrzydło sąsiednich kompanii, został z tyłu. Pozostałych atakujących zaskoczył morderczy ogień ze wszystkich stron i do wieczora musieli przetrwać w odkrytym terenie. Eckl miał też „drżąc i szlochając” powstrzymywać od ataku żołnierzy swojej kompanii, którzy chcieli iść na pomoc kolegom. Gdy nocą zniesiono zabitych, doliczono się ich blisko dwustu, a na placu opatrunkowym było jeszcze sześciuset rannych. Większe grupy dostały się też do niewoli. Powszechnie wiedziano, że zawiedli żołnierze z kompanii Eckla, a umierający ich przeklinali.
Zainicjowane postępowanie dyscyplinarne po interwencji żony kpt. Eckla u gen. Koschatzkyego, którego namawiała do fałszywych zeznań, ostatecznie upadło, a wówczas Eckl przystąpił do kontrofensywy przeciw oficerom, którzy go oskarżali. Twierdził, że został zniszczony za pomocą metod hipnotycznych [czyżby przytyk do Zborowskiego i plotek z czasów Luftschiferabteilung?], składano przeciw niemu fałszywe zeznania, a wszystko przez to, że go nienawidzą, bo trzyma żelazną dyscyplinę. Powoływał się też na „allerhöchste Frau”, a miał być protegowanym żony następcy tronu, arcyks. Zyty Parmeńskiej. Ostatecznie postępowanie skończyło się niczym, a kapitanowi z uwagi na oficerski szacunek i reputację pułku, dano możliwość zrehabilitowania się na froncie.
Brązowy Medal Waleczności
W czeskim pułku był krótko - wiadomość o transferze do styryjskiego 27. pułku piechoty opublikowano w gazetach pod koniec kwietnia 1915 roku. Pokrywa się to z informacją z procesu – w 1915 roku kapitan został przeniesiony do IR. 27, przy czym, jak podkreślono – trafił do „pułku swojego szwagra”.
Inaczej widzi to sądowy sprawozdawca, pisząc, iż pewnego dnia patrol z sąsiedniej kompanii naprzeciwko pozycji zajmowanych przez oddział Eckla ujął jakiegoś jeńca, a zdarzenie to zainspirowało poetycko nastawionego dowódcę 12. kompanii do raportu o dużej potyczce, podczas której zwycięsko odparto wroga. Raport został przekazany do dowództwa, a Eckl za „nieustraszone zachowanie i zawsze wzorową postawę” otrzymał srebrny Tapferkeitsmedaille [w rzeczywistości Signum Laudis]. Wobec takiego wydarzenia dochodzenie w sprawie tchórzostwa zostało ostatecznie zaniechane, a baronowa Salvotti mogła kpiąco poinformować generała Koschatzky´ego, że nie potrzebuje już jego zeznań w sprawie ratowania męża, co zapewne jest już dziennikarskim komentarzem.
Ukłucie pluskwy
Potem, po ponownym pobycie w Hinterlandzie, Julius Eckl objął dowództwo 150. pułku Landwehry.
Kaplica Scottich i Krzyż Zasługi Wojskowej
Powodem budowy kaplicy, nazwanej imieniem Scottich, o której wspominał w odpowiedzi na pozew płk Zborowski i zeznawał gen. Globočnik, była chęć przypodobania się dowódcy i uzyskania nagrody, czyli kolejnego odznaczenia, do czego, jak złośliwie zaznacza dziennikarz, ukłucie pluskwy nie wystarczało. Podkreśla przy tym, że budowali ją, spełniając kaprys swego dowódcy, w swoim mocno ograniczonym wolnym czasie żołnierze codziennie narażeni nie tylko na śmierć od kuli, ale też na lawiny, burze śnieżne, głód i zimno.
Gdy kaplica była gotowa, zaprosił dowódcę armii generała Scottiego i jego bardzo wpływowego brata, urządził ucztę na ich cześć, a budowlę ochrzcił ich nazwiskiem. „Święty Scotti był głęboko poruszony i gdy Eckl mu się poskarżył, że nie zostanie wystarczająco nagrodzony, udzielił bezpośredniemu przełożonemu [Eckla], okropnemu lizusowi generałowi Globočnikowi służbowej nagany”. Gustav Globočnik, mimo że pociągnął Eckla do odpowiedzialności za niepotrzebną budowę, na wszelki wypadek podał kandydaturę kapitana do odznaczenia Wojskowym Krzyżem Zasługi.
Kolejna partia artykułu sprowadza się do ogólnych refleksji na temat charakteru Eckla, oszczędzającego zdrowie swoje i narażającego życie podległych mu żołnierzy, którzy byli dla niego jak „materiał ludzki, wystarczająco dobry, by z trupów zbudować Golgotę, na której wyrośnie mały krzyż zasługi dla nędznego elegancika” [Feschak], by przytoczyć jeden z charakterystycznych przykładów dziennikarskiego stylu. Opisano dwa przykłady, o których zeznawał świadek Ferdinand Heinzel – piechura z poranionymi nogami, który został zmuszony do dalszego marszu, narażając się na zakażenie krwi, a także rozkaz popełnienia samobójstwa. W tej wersji polecenie miał żołnierzowi wydać bezpośrednio sam Eckl, a gdy nie zostało wykonane, przy następnym raporcie wrzeszczał: „Pieski świniopasie [tak pozwalam sobie przetłumaczyć popularne słowo „Schweinehund”], żyjesz jeszcze? Jeszcze się nie zastrzeliłeś? Ośmielasz się przeciwstawić rozkazowi?”
Swoją drogą, Ferdinand Heinzel w swoich zeznaniach podaje, że incydent z piechurem miał miejsce w trakcie ofensywy Brusiłowa, a w tym czasie batalion był na froncie karynckim. Może jednak chodziło mu o ogólne umiejscowienie zdarzenia w czasie lub o walki w roku 1917.
Order czmychany
Kolejny epizod to okres zmagań na Bukowinie w lipcu 1915 roku [z okoliczności wynika, że chodzi o rok 1917]. Toczyły się wówczas intensywne walki, których Eckl osobiście starał się unikać, więc zgłosił chorobę. Lekarz nie widział powodu do odesłania go z frontu, ale major uzyskał zgodę na urlop i wrócił dopiero wtedy, gdy najcięższe boje już minęły. Sporządził jednak raport o krwawej potyczce, w którym stwierdził, że wbrew rozkazowi [to może dlatego dziennikarz na wstępie i pod koniec artykułu stwierdził, że jeśli Bóg i Zyta pozwolą, płk Eckl dostanie jeszcze Order Wojskowy Marii Teresy] utrzymał ważną pozycję i wykazując szaloną odwagę umożliwił odwrót brygadzie, a brygadier Papp powiedział, iż major był wybawcą jego jednostki. Pomimo że takie zdarzenie nie miało miejsca i Eckl zamienił w swym raporcie kompanie austriackie z rosyjskimi pułkami, a pozycji nie utrzymał, dostał Order Żelaznej Korony. Generał Papp stwierdził później, że Eckl wiadomość o uratowaniu brygady wziął z powietrza.
Kolejny przypadek to skazanie na śmierć żołnierza, który obraźliwe wyraził się o Habsburgach, o czym w styczniu 1924 roku zeznawał ppłk Brosch.
Dodano kilka szczegółów – Eckl nie tylko nie zważał na zastrzeżenie pozostałych członków składu sędziowskiego, ale też nie wezwał na świadka komendanta kompanii, w której służył oskarżony, nie wysłuchał też jego samego. Miał na celu wyłącznie szybkie skazanie żołnierza na śmierć, gdyż uważał, że tego oczekują zwierzchnicy w trudnej sytuacji na froncie – przy znacznym upadku dyscypliny i licznych dezercjach. Opis egzekucji jest dużo barwniejszy, m.in. Eckl miał kilkakrotnie w swoich przemowach stwierdzić: „nie znałem większego przestępstwa niż tchórzostwo wobec wroga, ale teraz znam większe – obraza majestatu!”
Order Leopolda
Z czasem major Eckl objął dowództwo 25. batalionu strzelców polowych, gdzie poprzednikiem był ppłk Maximilian baron Themer-Jablonski de Monte Berico.
Dziennikarz odwołuje się do zeznań, które złożyli kapitan Celovic i porucznik Krokl. Major Eckl na przełęczy Tonale [Alpy Retyckie, teraz rotunda grobowa przy szosie, otoczona wyciągami narciarskimi], w krytycznej sytuacji dowodzonego przez siebie oddziału opuścił stanowisko, które znajdowało się nieco za pozycją dowództwa grupy i bez osobistego przekazania dowodzenia wycofał się około 2 kilometry w miejsce nie zagrożone ostrzałem. Następnego dnia tłumaczył swoje postępowanie depresją. Mimo stosownego meldunku złożonego ppłk. Marschanowi [Josef Marschan, wcześniej dowódca 17. batalionu strzelców polowych], który był dowódcą grupy, z nieznanych przyczyn major Eckl nie poniósł konsekwencji swojego postępowania.
Ppłk Marschan zgłosił natomiast następujący wniosek o odznaczenie:
„Major Eckl poprowadził swój batalion przy okazji ataku 13 i 14 czerwca 1918 na pozycję Rocollo Martinelli na południe od drogi przez przełęcz Tonale pod silnym ogniem wroga z dużą roztropnością i przykładną dzielnością i przez swe osobiste zachowanie w znakomity sposób wpłynął na swoich oficerów i wojsko. Dzielny i solidny komendant batalionu jest w pełni godny najwyższego odznaczenia".
Julius Eckl otrzymał wówczas Order Leopolda.
Ból zęba i Krzyż Żelazny
25. batalion strzelców polowych w lecie 1918 r. został przeniesiony na front zachodni i skierowany pod Beaumont. Jak pisze dziennikarz, gdy batalion był w ogniu, Eckl leczył we Frankfurcie zęby, których ból dla żołnierzy był swoistym barometrem wojennym, wskazującym poziom zagrożenia.
Żołnierze buntowali się przeciwko swojemu komendantowi, a on bombardował dowódców niemieckich pismami, w których przedstawiał swoje bohaterskie czyny, za co otrzymał Krzyż Żelazny II i I klasy.
„Żołnierze przeklinali okrutnego tchórza, jednakże ppłk Marschan wysłał do Austrii następujący wniosek odznaczeniowy: Dzielne zachowanie w obliczu wroga! Wybitny oficer sztabowy podczas swojej 40 miesięcznej służby frontowej [dziennikarz skomentował w nawiasie – w Innsbrucku, Czerniowcach, Abacji, Semmeringu, Einöd itd.] swoją prawdziwą wiedzę i praktyczne umiejętności bezgranicznie i z przykładnym skutkiem poświęcił służbie i podczas walk pozycyjnych na odcinku Beaumont przez swoją dzielność, niewypowiedzianą aktywność i skuteczne dowodzenie wyróżnił się przy przedsięwzięciach przeciwko wrogim pozycjom. Jego działaniu zawdzięcza się, że wzgórze 344 na odcinku Baeumont dla szczególnego uczczenia batalionu strzelców zostało nazwane „Feldjägerhöhe”, co bardzo przyczyniło się do podniesienia reputacji c.k. oddziałów.
Tylko upadek [Monarchii] przeszkodził w nowej dekoracji Juliusa Eckla.”
Na tym kończą się historie zaczerpnięte z oficerskich zeznań przed sądem, podlanych mocno jadowitymi komentarzami dziennikarza.
W podsumowaniu artykułu jeszcze refleksje na temat kondycji ludzkiej i kondycji państw – tego, które upadło i tego, które powstało na poprzednika gruzach bardzo różnej jakości – Julius Eckl, mimo licznych zastrzeżeń, w 1920 roku został przyjęty do armii i służył w niej najpierw w stopniu podpułkownika a potem pułkownika. Służba dla Republiki nie przeszkodziła mu w przyjęciu tytułu szlacheckiego Edler von Dorna, co było wprawdzie sprzeczne z ówczesnym porządkiem prawnym, ale zgodne z jego monarchistycznymi poglądami.
Jako przykład podać można kilkuzdaniową opinię o nadawaniu odznaczeń w publikacji wydanej w roku 2018 przez Polską Akademię Umiejętności w Krakowie w opracowaniu dr Ewy Darowskiej Wojna światowa 1914-1918. Moje wspomnienia i przeżycia bojowe skreślił Emanuel de Charlenz Hohenauer generał brygady WP na wojnie pułkownik wojsk austriackich:
„Wyżsi dowódcy i naturalnie ich sztaby, którzy właściwie z walecznością nic nie mieli wspólnego - otrzymywały więcej orderów za „waleczność” niż oficerowie linii bojowej. Byli stale kilka kilometrów za frontem bojowym i połączeni z nimi telefonem. Do nich strzały nieprzyjacielskie nie dochodziły, a jeśli front był zagrożony, dawali na czas „nura”. W rzeczywistości ostatnim bezpośrednim dowódcą żołnierzy – który dzielił z nimi dolę i niedolę – był dowódca pułku. Ten miał największe zasługi, jemu się też najwięcej należało.
Jeśli chodziło o udekorowanie oficera (żołnierza), który brał bezpośredni udział w bitwie, robiono trudności, starano się dać mu jak najmniej, sobie jednakże za jego czyny jak najwięcej. Opinię dawali tacy przełożeni, którzy nie byli na froncie bojowym i o fakcie najmniejszego pojęcia nie mieli. I ja byłem 16 miesięcy na froncie nad Styrem w Małopolsce Wschodniej, który stale ostrzeliwany był przez nieprzyjaciela. Miałem w tym czasie niewiele, ale przecież 39 zabitych, poza tem organizowałem i wyćwiczyłem pułk [krakowski 16. pułk piechoty Landwehry], przedtem niepowodzeniami tak zniszczony, że odebrałem tylko strzępy z niego. Dla mnie przez ten czas żadnego odznaczenia i uznania nie było – na tyłach – gdzie kule nieprzyjacielskie nie padały – otrzymali wysokie odznaczenia (order Leopolda) szef sztabu dywizji, przydzielony oficer kawalerii i artylerii. Ich zasługi, że grali w bridża i dobrze popijali z dywizjonerem (…). Wielu arystokratów i ustosunkowanych oficerów, przydzielonych Naczelnemu Dowództwu lub wyższym sztabom i dowództwom, przychodziło na zagrożone fronty na krótki czas li tylko dla awansu lub otrzymania orderu, o który często sami prosili.”
Inna sprawa, że Emanuel Hohenauer czuł się niedoceniany nie tylko podczas służby w czasach austriackich, ale również w polskim wojsku, z którego odszedł w stan spoczynku wiosną 1921 roku, a faktycznie przestał pełnić istotne funkcje latem 1920 roku, co tak podsumował 14 lat później w liście do marszałka Józefa Piłsudskiego, dołączonym do egzemplarza ręcznie spisanych wspomnień (drugi egzemplarz otrzymał prezydent Ignacy Mościcki):
„Jaśnie Wielmożny Panie Marszałku!
Ponieważ działalnością podobną żaden z pułkowników wszystkich trzech zaborów w okresie wojny światowej wykazać się nie może i nikt z powodu działalności patriotyczno-polskiej nie poniósł takiej szkody jak ja (vide strona 233-239 moich pamiętników), także pierś moją „70-cio letniego żołnierza” – który cały okres wojny światowej i polsko-bolszewickiej przebył na froncie bojowym – nie zdobi nawet medal z podobizną ukochanego Wodza - opisałem moją działalność w pamiętnikach.”
O swych doświadczeniach z czasów Wielkiej Wojny pisał z pozycji dowódcy pułku, a więc stanowiska, wydawałoby się, w hierarchii wojskowej już wysokiego i uprzywilejowanego.
Wyjątkowo drastyczny obraz stosunków w wojsku austro-węgierskim wyłania się ze sprawozdań z procesu, w którym w latach 20. ub. wieku spierali się dwaj austriaccy pułkownicy w stanie spoczynku - Julius Eckl i Julian Zborowski.
Konflikt dotyczył czasów, gdy w stopniu kapitanów dowodzili kompaniami, ale w zeznaniach świadków pojawiają się także sprawy późniejsze, w tym okoliczności przyznawania odznaczeń.
O trudnym charakterze i powikłanym życiorysie pułkownika Zborowskiego (1875-1940) pisałem już w tekstach:
https://www.austro-wegry.eu/viewtopic.php?f=49&t=1784
https://www.austro-wegry.eu/viewtopic.php?f=46&t=1682
Pułkownik Julius Eckl (1876 – 1955), podobnie jak jego adwersarz, nie trafił do encyklopedii ani do Wikipedii. Z wielu świadectw przedstawionych przed sądem wynika, że służba na pierwszej linii frontu, w odróżnieniu od służby koszarowej, nie była jego powołaniem, a udział w walkach powodował reakcje nerwowe. Po Wielkiej Wojnie był członkiem partii monarchistycznej SGL (Partei der schwarz-gelber Legitimisten), gdzie odpowiadał za propagandę, publikował też w organie „czarno-żółtych” – „Staatswehr”.
W kwietniu 1923 roku identyczne sprawozdania z procesu, dotyczącego nadużyć finansowych w kręgach oficerskich już po upadku Monarchii, zatytułowane "Korupcja w c. i k. armii" zamieściły lewicowe gazety „Arbeiterwille” z Grazu i „Salzburger Wacht”. Jednym z głównych motywów, podkreślanych z nieukrywaną satysfakcją przez dziennikarza, były nie związane z przedmiotem procesu zarzuty Juliana Zborowskiego w stosunku do Juliusa Eckla, dotyczące lat wojny. Podkreślano, iż nie są to stwierdzenia „czerwonych zdrajców ojczyzny”, ale mocno konserwatywnego oficera, dobrze notowanego w kręgach „Grazer Volksblatt”, a więc w styryjskich sferach prawicowo- katolickich.
Obaj oficerowie w czasach pokojowych przez ponad rok służyli w tym samym pułku. Zborowski trafił do karynckiego 7. pułku piechoty „Graf von Khevenhüller” w 1913 roku, w okolicznościach opisanych we wcześniejszym moim tekście, natomiast Julius Eckl w roku 1910, a wcześniej służył w bośniacko-herzegowińskim 4. pułku piechoty. Niewykluczone więc, że konflikty, zważywszy na istotne różnice charakterów, mieli już wówczas, a opresja wojenna ukazała je z pełną ich jaskrawością.
Źródłem jawnego sporu stały się zdarzenia 26 sierpnia 1914 roku we wsi Lackie Wielkie niedaleko Złoczowa, gdzie 7. pułk piechoty przeszedł swój chrzest bojowy. Był to epizod pierwszej bitwy lwowskiej, w tym fragmencie nazywanej też bitwą złoczowską.
https://de.wikipedia.org/wiki/Schlacht_ ... ocz%C3%B3w
https://images90.fotosik.pl/536/05436d5cac2372b1med.jpg
Pułk karyncki, którym dowodził płk Otto Koschatzky, wraz z 2. bośniacko-herzegowińskim pułkiem piechoty wchodził w skład 11. brygady piechoty, która wspólnie z 12. brygadą (17. pułk piechoty, 8. i 9. batalion strzelców polowych) i innymi jednostkami tworzyły 6. dywizję piechoty w III korpusie 3. armii.
Pierwsze doświadczenie bitewne przyniosło pułkowi porażkę i dramatycznie wysokie straty – około 700 rannych, zaginionych i zabitych (Hubert Fankhauser, Regimentsgeschichte des Infanterieregiments Graf von Khevenhüller Nr.7,1914-1918 (2007) - dalszy opis walk oparty jest o tę publikację).
Zginęło lub zmarło w następstwie ran 6 oficerów, w tym dwóch dowódców kompanii z II batalionu, który stracił też lekarza, pojmanego przez Rosjan.
14 oficerów zostało rannych, z których 8 dostało się do niewoli. Lekko ranny (postrzał w kostkę lewej stopy) był komendant III. batalionu ppłk Johann Hubinger, który trafił do szpitala we Lwowie, następnie ewakuowano go do Stryja i Grazu, po czym szybko wrócił do oddziału i wkrótce jako pułkownik i dowódca karynckiego pułku dowodził grupą na wzgórzu Tokarnia, którego nazwa stała się potem częścią jego tytułu szlacheckiego.
https://www.austro-wegry.eu/viewtopic.php?f=46&t=1682
Dwa postrzały otrzymał też znany alpinista i chemik por. dr Richard Weitzenböck. Po leczeniu w szpitalu w Grazu wyróżnił się na Tokarni, a niedługo później zginął pod Jodłową.
https://www.austro-wegry.eu/viewtopic.php?f=49&t=1435
Karyncki 7. pułk piechoty atakował wszystkimi czterema batalionami pasem od drogi Jaktorów – Złoczów po wieś Ścianka.
Batalionowi IV przypadł odcinek wzdłuż drogi, a dalej na południe od niego były w kolejności bataliony III, I i II. Odcinek frontu III batalionu znajdował się na północnym zboczu wzniesienia Łysa Góra, tuż na zachód od wsi Lackie Wielkie i ok. 5 km na północ od dawnego miasteczka Gołogóry.
https://images91.fotosik.pl/536/6ed31adb4bb5a4aamed.jpg
(H. Fankhauser, Regimentsgeschichte…, s. 24)
Trzecim batalionem dowodził, jak już wspominałem, ppłk Johann Hubinger, a poszczególnymi kompaniami kapitanowie Johann Gross (9), Julius Eckl (10), Julian Zborowski (11) i Emanuel Gradl (12). Gdy ranny został ppłk Hubinger, dowodzenie batalionem przejął kpt. Gradl.
O świcie pierwszy zwiad ruszył przez bagnisty teren w kierunku Łysej Góry (418) i po minięciu wzgórza dostał się pod ogień przeciwnika, ponosząc pierwsze w tej wojnie straty.
Według raportu kpt. Gradla 26 sierpnia batalion posuwał się z Olszanicy najpierw północnym stokiem Łysej Góry, a stamtąd miał atakować przez las w kierunku na południe od wsi Lackie Wielkie, na wzgórze św. Jana i Zalesie. Skraj lasu przy wsi Lackie Wielkie został osiągnięty około godziny 13. Tam batalion otrzymał rozkaz, by 12. kompania, którą dowodził kpt. Gradl, zajęła punkt trygonometryczny 409 na zachód od wzgórza z kaplicą (chodzi o dominujące nad wsią Lackie Małe - obecnie wraz z wsią Lackie Wielkie tworzy jedną osadę o nazwie Czerwone - wzgórze św. Jana z kaplicą-mauzoleum rodziny Strzemboszów)
https://images92.fotosik.pl/537/a5a6cda15e593c42med.jpg
https://images92.fotosik.pl/537/43f661e4c5ef5ca6med.jpg
Lackie Małe wczoraj i dziś (H. Fankhauser, Regimentsgeschichte…, s. 25, Google Maps)
https://www.google.com/search?q=%D0%9C% ... YTQfcPO2KM
W ataku tym miała pomagać 9. kompania (kpt. Gross), natomiast 10. kompanii (kpt. Eckl) wyznaczono zabezpieczenie prawego skrzydła natarcia na wzgórze z kaplicą [z dalszego przebiegu wydarzeń wynika, że chodziło jednak o lewe skrzydło], przy czym według uzyskanych wiadomości sąsiedni IV batalion był energicznie naciskany przez przeciwnika.
Atak kompanii 12. i 9. spowodował częściowe ustąpienie Rosjan, ale nie na tyle, by ułatwić przesunięcie się do przodu sąsiedniego IV batalionu, dlatego 11. kompania kpt. Zborowskiego została wysłana do walki z zadaniem zajęcia, w połączeniu z IV batalionem, wiejskiego cmentarza.
Siła frontalnego i skrzydłowego ognia przeciwnika od strony mauzoleum spowodowała, że dalsze prowadzenie ataku przez kompanie 12. i 9. było bezcelowe i niemożliwe, więc wycofano je do lasu na południe od wsi.
Tymczasem przedłużał się atak 11. kompanii i bhIR.2 [pas natarcia pułku bośniacko-herzegowińskiego z tej samej 11. brygady piechoty był na lewo od IR.7] na cmentarz, ale udało im się go zająć, przy czym ostrzał boczny ze wzgórza św. Jana był tak silny, że musieli się wycofać i dołączyli do kompanii znajdujących się już w lesie.
Tam zebrano rozporoszonych ludzi i potem dołączono do pułku, który wieczorem wycofał się przez Ściankę i Trędowacz do Nowosiółek.
Pułkownik Koschatzky w swoim raporcie, poza ogólnym wyznaczeniem celu, w ogóle nie wspomina o faktycznych działaniach III batalionu. Sporo natomiast pisze o sąsiednim IV batalionie dowodzonym przez mjr. Ignaza Prünstera, który po zajęciu wsi Lackie Wielkie miał przeć dalej w kierunku wsi Lackie Małe, ale znalazł się w trudnej sytuacji i walczył na dwa fronty, a precyzyjny ogień artylerii rosyjskiej powstrzymał oddział i zmusił do oddania zdobytego terenu. Także część środkowa i prawe skrzydło batalionu cofnęły się pod ostrzałem piechoty i oddziału karabinów maszynowych prowadzonym ze wzgórza św. Jana. W osobnym akapicie Koschatzky podkreślił, że „kościół św. Jana był zajęty przez doskonałych strzelców wroga.”
Dowódca IV batalionu mjr Ignaz Prünster (zginął kilka tygodni później pod wsią Błozew Górna) pisze o niewystarczających postępach sąsiadujących z nim batalionów nr III i I, przez co musiał przejąć zadanie zdobycia wzgórza 409 (św. Jan). Wysłał tam 15. kompanię i dwa plutony z kompanii 16. Wobec silnego ostrzału ze wschodniej strony miejscowości [zapewne od mauzoleum], batalion zmuszony został do wycofania się w lasy na południowy zachód od wsi.
Warto też wspomnieć, że II batalion, tocząc walki w bardziej sprzyjającym, bo zalesionym terenie, dotarł po południu w rejon Lepka Woda, a potem na skraj lasu przed wsią Zalesie, a oddział rozpoznania ruszył na północny wschód i dotarł w rejon drogi złoczowskiej, a więc znalazł się już za wsią Lackie Małe, obchodząc wzgórze św. Jana.
Zarówno raport dowódcy pułku jak i raporty komendantów batalionów III i IV nie wyjaśniają, co się dokładnie stało w rejonie wzgórza św. Jana. Zresztą raport kpt. Gradla jest bardzo lakoniczny.
Wiadomo jednak, że zajęcie tej pozycji było kluczowe dla powodzenia walk, a 10. kompania kpt. Eckla miała na tym odcinku wyznaczone swoje zadanie.
Gdyby nie późniejszy, wieloletni spór pomiędzy ówczesnymi dowódcami kompanii – Julianem Zborowskim i Juliusem Ecklem, byłaby to jeszcze jedna z niezliczonych akcji wojennych, które zamiast spodziewanego efektu przyniosły krwawe straty.
Na początku grudnia 1918 roku Julius Eckl, wówczas już podpułkownik, przekazał do prasy informację, iż major Julian Zborowski [faktycznie był wówczas również podpułkownikiem] ciężko naruszył jego dobra osobiste i będzie to poddane rozstrzygnięciu sądowemu.
Ze względu na dobro armii sprawy honorowe rozpatrywano w ramach wojskowych procedur, postępowania były niejawne, a uczestnicy zobowiązani do dyskrecji. W tym przypadku spór toczył się przed sądem dywizyjnym, a później, w związku ze zmianami w sądownictwie, przed powszechnym sądem okręgowym w Grazu, czyli z możliwością udziału publiczności, w tym dziennikarzy.
Rozprawa przed sądem okręgowym w Grazu odbyła się 24 stycznia 1924, a dość zbieżne relacje z niej pojawiły się w następnych dniach w pismach o różnym zabarwieniu, m.in. w „Neues Wiener Tagblatt“, „Salzburger Tagblatt“, „Salzburger Volksblatt”, „Salzburger Wacht”, „Grazer Tagblatt“, „Neues Grazer Tagblatt“, „Innsbrucker Nachrichten“, „Freie Stimmen“ z Klagenfurtu, „Tagblatt” z Linzu czy w wiedeńskim „Der Tag“. Swoją wersję z mocnymi komentarzami przedstawiły też pisma lewicowe - "Arbeiterwille" z Grazu i "Arbeiter Zeitung" z Wiednia.
Postępowanie toczyło się z powództwa płk. Juliusa Eckla, który podobnie jak jego przeciwnik procesowy był już oficerem w stanie spoczynku. Dotyczyło wydarzeń podczas zebrania oficerów w służbie czynnej 3 grudnia 1918 roku w Sali Rycerskiej w Grazu,
https://www.landtag.steiermark.at/cms/z ... 782990/DE/
poświęconego m.in. przypadkom nadużyć finansowych w armii związanych z wykorzystaniem środków publicznych. Sprawozdawcą podczas tego posiedzenia był Julian Zborowski, który wspomniał przy okazji, iż w czasie wojny pomijano go w awansach, za co winą obarczył Juliusa Eckla, wykorzystującego swoje koneksje w Wiedniu, by mścić się za wydarzenia z roku 1914.
W powództwie płk Eckl zarzucał też płk. Zborowskiemu, iż ten powiedział mu w twarz (tak w wielu relacjach, chociaż w 1918 roku Julius Eckl w prasie ogłaszał, że był w tym czasie jeszcze na froncie zachodnim i zamierza przyjechać do Grazu 6 grudnia, by sprawie o zniesławienie nadać bieg), iż ten 26 sierpnia 1914 roku podczas walk w rejonie Kolodori [Gołogóry koło Złoczowa, określane też w prasie jako Kologori, Goln-Gori] jako kapitan i dowódca kompanii w 7. pułku piechoty nie wykonał rozkazu i nie zajął wyznaczonego mu celu - wzgórza z kaplicą, przez co sąsiednie kompanie zostały ostrzelane ogniem ze skrzydeł i poniosły duże straty, sięgające 70%. Zborowski określał to zachowanie jako tchórzostwo, dodając, iż po walkach Eckl zameldował się jako chory, a nic poważnego mu nie dolegało. Później Julius Eckl dążył do tego, by znaleźć się na froncie karynckim (odcinek Rattendorf), ponieważ wiedział, że w tym miejscu „mało strzelano”. Zbudował tam kaplicę, która nie była niezbędna, po to tylko, by przypodobać się wysoko postawionej osobie i otrzymać odznaczenie, przy czym musiał wiedzieć, że dostarczenie drewna do okopów było wówczas konieczne i trudne.
https://www.archivinformationssystem.at ... 0&SQNZNR=1
https://www.archivinformationssystem.at ... 0&SQNZNR=1
Był też bardzo okrutny i niesprawiedliwy wobec podkomendnych. Podczas walk na froncie rosyjskim wydał podczas odwrotu rozkaz, iż każdego, kto w marszu ustanie, należy natychmiast rozstrzelać [Zborowski z własnego doświadczenia dobrze wiedział, czym taki rozkaz może się skończyć].
W Wiedniu poprzez fałszywe zawiadomienia utrudniał przeniesienie Zborowskiego do innej jednostki. Na zarzut tchórzostwa Eckl zareagował dopiero po 4 latach, a więc w czasie, gdy ostatecznie zakazano pojedynków.
Zborowski przed sądem podtrzymał swoje twierdzenia i wyraził wiarę, że dowiedzie prawdy. Zaznaczył też, że jego przeciwnik, mimo iż prowadzono przeciwko niemu postępowanie w związku z zachowaniem pod Gołogórami, otrzymywał wyróżnienia, podczas gdy on, nie mając tego rodzaju zarzutów, był pomijany.
Jak wyjaśniał Eckl, na proces zdecydował się po tak długim czasie, gdyż wcześniej był oficerem czynnym, a jednocześnie ugruntował się zakaz pojedynków pomiędzy oficerami.
- Można się domyślać, że tylko to powstrzymało go od wcześniejszego honorowego rozstrzygnięcia sporu ze znanym pojedynkowiczem.
Generał dywizji Otto Vinzenz Koschatzky von Girawa-Darewo (1859 -1938), pod Gołogórami dowódca pułku, potwierdził, że Eckl podczas bitwy zaniechał ataku na wzgórze, dodał też, że gdy był w Grazu złożony niemocą, odwiedziła go pułkownikowa Eckl, aby nakłonić go do korzystnych dla męża zeznań w postępowaniu w sprawie związanej z walkami w 1914 roku. Gdy tego nie zrobił, oskarżyła go później o zniesławienie.
Kolejny świadek, Oberstabsarzt (pułkownik)) dr Huber [zapewne Eduard Huber, w 1914 r. Regimentsarzt (kapitan), lekarz pułkowy IR. 27, przed wojną w komendzie uzupełnień w Grazu] zeznał, że Julius Eckl po potyczce pod Gołogórami był badany przez dr. Blanke, który stwierdził tylko lekki katar, ale mimo to kapitan został wysłany na zaplecze. Później dr Huber badał go osobiście i orzekł, iż stan emocjonalny oficera nie pozwala na dowodzenie na froncie, o czym powiadomił dowództwo. Potwierdził też, że oficerowie bośniacko-herzegowińskiego 2. pułku piechoty sprzeciwili się przeniesieniu kapitana do ich jednostki.
Świadek Ferdinand Heinzel, w czasie wojny jako podporucznik w 150. batalionie Landsturmu, opisał traktowanie przez Eckla żołnierzy podczas odwrotu w czasie walk z Rosjanami. Dowódca wydał wówczas rozkaz, by każdego ustającego w marszu natychmiast rozstrzelać. Heinzel zeznał też, że gdy pewien stary landwerzysta cierpiał z powodu ropiejącej nogi i pęcherzy, nie mógł być umieszczony w szpitalu, gdyż zdaniem dowódcy do takiego leczenia kwalifikowały się tylko rany postrzałowe. Kapitan Eckl dodał przy tym: „ta świnia sama się okaleczyła, natychmiast z powrotem na linię ognia”. Pewien kapral, ojciec dziewięciorga dzieci, przez nieostrożność przy obsłudze broni zastrzelił kolegę, a innego zranił. Eckl wydał wówczas Heinzlowi rozkaz, by sprawca w obecności podporucznika się zastrzelił. Polecenie nie zostało wykonane, mimo że Eckl je ponowił. Potem kaprala uniewinnił sąd wojenny. Za nawet drobne przewinienia wymierzano żołniwrzom karę słupka. Sam Eckl był wyjątkowym tchórzem i wymigiwał się od służby, gdy tylko niebezpieczeństwo było w pobliżu, a później zawsze gorliwie starał się o odznaczenia.
Świadek Hans Richter, z zawodu nauczyciel a w czasie wojny komendant plutonu w 150. batalionie Landsturmu dowodzonym przez Eckla na odcinku Rattendorf, gdzie batalion przerzucono z frontu rosyjskiego, zeznał, że dowódca znikał w trudnych momentach, a pojawiał się, gdy robiło się spokojnie.
Ppłk Brosch [Artur Brosch, kapitan w triesteńskim IR. 97] zrelacjonował przypadek pewnego słoweńskiego podoficera skazanego na karę śmierci przez sąd wojenny, któremu przewodniczył Eckl. Wcześniej żołnierz ten był zdegradowany z powodu kradzieży, ale tak się potem wyróżniał, że odznaczono go złotym Medalem Waleczności. Pewnego razu, przy rozdawaniu obrazków z wizerunkami cesarza Karola i cesarza Franciszka Józefa, żołnierz ten pogardliwie wyraził się o domu panującym. Sąd wojenny był przeciwko ukaraniu, ale Eckl jako przewodniczący wymógł skazanie na karę śmierci. Była jeszcze szansa na ułaskawienie, jednak Eckl przyspieszył egzekucję. Brosch odmówił dowodzenia oddziałem egzekucyjnym. Ponieważ wykonanie wyroku miało odbyć się w obecności jak największej liczby żołnierzy, skazanego popędzono godzinę w głębokim śniegu na miejsce kaźni. Na egzekucję musieli się stawić w uroczystym szyku przedstawiciele wszystkich sąsiadujących oddziałów. Wykonanie wyroku było fotografowane.
- Dwukrotnie w relacjach dotyczących Juliusa Eckla pojawiają się oficerowie służący w IR.97 – Artur Brosch i Cäcilian Lenarduzzi. Prawdopodobnie Eckl służył również w tym pułku, przy czym nie udało mi się znaleźć na to potwierdzenia.
Tyle „Neues Grazer Tagblatt”(z niewielkimi uzupełnieniami z innych gazet), pismo, które można chyba określić jako umiarkowanie zainteresowane w poniewieraniu starej armii.
Ostatecznie proces zakończył się wiosną 1925 roku bezwarunkowym wycofaniem pozwu przez Juliusa Eckla, co wiązało się z poniesieniem przez niego wszystkich kosztów sądowych.
Tym razem zainteresowały się sprawą tylko gazety lewicowe - „Arbeiterwille” z Grazu i wiedeńska „Arbeiter Zeitung”, zamieszczając identyczny, długi artykuł zatytułowany "Z krwawego bagna wielkich czasów". Prawdopodobnie autorem tekstu był dziennikarz, który pod identycznym tytułem napisał sprawozdanie z rozprawy z 22 stycznia 1924 roku.
Artykuł z 1925 roku jest zdecydowanie dłuższy niż wcześniejsze relacje, podano w nim też więcej informacji, lepiej lokując je w czasie. Ale to nie jest suchy opis akt sprawy, tylko krwista, subiektywna publicystyka. Rytm nadają śródtytuły, w kilku przypadkach nawiązujące do kolejnych odznaczeń przyznawanych Juliusowi Ecklowi.
Należy wziąć pod uwagę, że były to pisma lewicowe, zdecydowanie kontestujące zarówno stary jak i nowy porządek. Z drugiej strony, redakcjom groziły postępowania sądowe, dlatego też, po odcedzeniu złośliwości, inwektyw i komentarzy, nie można tego tekstu pominąć. Bądź co bądź, pisany był na podstawie akt sądowych, zawierających zeznania świadków (a było ich nie mniej niż 110), będących oficerami armii. Ale ostrożność lepiej zachować.
Pismo procesowe, w którym Julius Eckl wycofał skargę honorową o zniewagę, zostało zacytowane.
Eckl wymienił w nim trzy podstawowe powody zakończenia procesu:
- kwestia honoru armii – relacje w gazetach po rozprawie z 22 stycznia 1924 roku były tendencyjne, a nie należy szargać dobrego imienia armii i absolutnie chce tego uniknąć,
- uwolnienie od zarzutów w innych postępowaniach - po orzeczeniach i ustaleniach sądu wojskowego [zapewne chodzi o postępowanie w roku 1914] i rady honorowej w Grazu, a także komisji ds. zbadania naruszeń obowiązków wojskowych w czasie wojny, został uwolniony od zarzutów Zborowskiego,
- brak wiarygodnych zeznań świadków - dotychczasowy przebieg procesu jasno wykazał, że po upływie prawie 10 lat dla wielu świadków wydarzenia te są już odległe i nie mogą oni zeznawać prawidłowo. Z tych samych powodów niemożliwe jest przedstawienie świadków obalających zarzuty.
Zgodnie z chronologią zdarzeń, relacja rozpoczyna się od walk pod Gołogórami (tym razem nazwa podawana jest prawidłowo) i w większości pokrywa się z wcześniej opisanymi zeznaniami. Ciekawym przyczynkiem jest zeznanie, jakie złożył świadek por. Paul Humpoletz [w 1914 – chorąży w IR.7]:
„Przez pewien czas w Stry [Stryj] miałem [z nim] do czynienia i mieszkałem w jednym pokoju. Wrażenie, jakie wywarło na mnie jego zachowanie, było deprymujące, prawie chciałbym powiedzieć, demoralizujące. Stanowiło to ostry kontrast w stosunku do energicznego sposobu, do którego przyzwyczaił na placu ćwiczeń. Był bardzo przybity i muszę przyznać, że cały należny mu szacunek przepadł.”
Pod Gołogórami Eckl jako dowódca kompanii miał nie wykonać rozkazu i zamiast nacierać, by zabezpieczyć skrzydło sąsiednich kompanii, został z tyłu. Pozostałych atakujących zaskoczył morderczy ogień ze wszystkich stron i do wieczora musieli przetrwać w odkrytym terenie. Eckl miał też „drżąc i szlochając” powstrzymywać od ataku żołnierzy swojej kompanii, którzy chcieli iść na pomoc kolegom. Gdy nocą zniesiono zabitych, doliczono się ich blisko dwustu, a na placu opatrunkowym było jeszcze sześciuset rannych. Większe grupy dostały się też do niewoli. Powszechnie wiedziano, że zawiedli żołnierze z kompanii Eckla, a umierający ich przeklinali.
- https://images91.fotosik.pl/536/eecd6a31398d06e0med.jpg
Lackie Małe, masowy grób żołnierzy IR. 7 obok folwarku
(H. Fankhauser, Regimentsgeschichte…, s. 24)
- Maria Teresa Beatrice Cornelia Eckl z domu baronowa Salvotti von Eichenkraft und Bindenburg z racji pochodzenia zapewne była osobą wpływową. Urodziła się w Trydencie w 1868 (od swojego męża starsza o 8 lat, co w owych czasach nie było częste), zmarła w Wiedniu w 1949 roku, prawdopodobnie wskutek potrącenia kilka miesięcy wcześniej przez samochód (odniosła wówczas ciężkie obrażenia). Swoją drogą rodzinę dotykały tego rodzaju nieszczęścia – w 1937 roku w Wiedniu płk Eckl trafił do szpitala, gdzie leżała już jego żona, gdy odniósł ciężką kontuzję w wyniku potrącenia przez motocyklistę, z Klosterneuburga zresztą, który nie dość, że jechał wolno, to jeszcze trąbił. A w roku 1913 roku małoletni syna Ecklów chciał pogłaskać psa, czekającego na swojego pana pod pocztą w Judenburgu. Dziecko zostało dotkliwie ugryzione i konieczna była operacja. Siedmioletni bernardyn wabił się Barry, był ogólnie przyjazny, ale akurat miał gorszy dzień. Pies należał do niebyle kogo – jego właścicielem był generał w stanie spoczynku Charles John von Dammers (1848-1924), swego czasu adiutant generalny króla Jerzego V Hanowerskiego i uczestnik bitwy pod Langensalza w 1866 r., potem w służbie austriackiej, tytularny jednogwiazdkowy generał od 1905 roku.
[Takie są skutki nadmiernego przeglądania prasy wieczorową porą.]
Zainicjowane postępowanie dyscyplinarne po interwencji żony kpt. Eckla u gen. Koschatzkyego, którego namawiała do fałszywych zeznań, ostatecznie upadło, a wówczas Eckl przystąpił do kontrofensywy przeciw oficerom, którzy go oskarżali. Twierdził, że został zniszczony za pomocą metod hipnotycznych [czyżby przytyk do Zborowskiego i plotek z czasów Luftschiferabteilung?], składano przeciw niemu fałszywe zeznania, a wszystko przez to, że go nienawidzą, bo trzyma żelazną dyscyplinę. Powoływał się też na „allerhöchste Frau”, a miał być protegowanym żony następcy tronu, arcyks. Zyty Parmeńskiej. Ostatecznie postępowanie skończyło się niczym, a kapitanowi z uwagi na oficerski szacunek i reputację pułku, dano możliwość zrehabilitowania się na froncie.
Brązowy Medal Waleczności
- Dziwne, że dziennikarz zaledwie kilka lat po wojnie nie odróżniał Medalu Waleczności (Tapferkeitsmedaille), jakim w stopniu brązowym odznaczano od lutego 1915 roku zwykłych żołnierzy i podoficerów, od oficerskiego Medalu Zasługi Wojskowej (Militärverdienstmedaille, MVM, Signum Laudis, SL). Taki właśnie medal był pierwszym bojowym odznaczeniem Juliusa Eckla. Otrzymał go za dzielność w obliczu wroga jako kapitan w IR.98, co ogłoszono w „Verordnungsblatt” z 27 marca 1915 roku.
- O transferze z karynckiego IR. 7 do czeskiego IR. 98 poinformowano w gazetach w styczniu 1915 r. Gen. Josef Nemeczek (1865-1927) dowodził jednostkami Landwehry. Nie udało mi się znaleźć okresu do wiosny 1915 roku, w którym podlegałby mu, choćby przejściowo, IR.98 z armii wspólnej. Wydaje się, że pułk ten nie wychodził spod komendy 19. brygady piechoty, której dowódcą był Arthur Iwanski von Iwanina (1858-1926), w 10. dywizji piechoty i w IX korpusie.
W czeskim pułku był krótko - wiadomość o transferze do styryjskiego 27. pułku piechoty opublikowano w gazetach pod koniec kwietnia 1915 roku. Pokrywa się to z informacją z procesu – w 1915 roku kapitan został przeniesiony do IR. 27, przy czym, jak podkreślono – trafił do „pułku swojego szwagra”.
- W pewnym sensie autor artykułu ma rację – szwagier Juliusa Eckla, płk Karl Weber był dowódcą tego pułku, ale wówczas już nie żył. Jego żoną była Silvia z domu Salvotti, siostra żony Juliusa Eckla.
Więcej:
https://www.austro-wegry.eu/viewtopic.php?f=54&t=1847
Natomiast w opisywanym czasie pułkiem dowodził płk Augustin Dorotka von Ehrenwall (od 13.04.1915 do 26.05.1917), a jego zastępcą był ppłk Meinard Siegl von Gregerfels, który w 1917 roku przejął dowodzenie jednostką.
- Oczywiście chodzi o srebrny Medal Zasługi Wojskowej. Informacja o odznaczeniu pojawiła się w prasie pod koniec grudnia 1915 roku. Tak jak i w przypadku poprzedniego wyróżnienia, uzasadnieniem była dzielna postawa w obliczu wroga, a Julius Eckl był wówczas kapitanem w 27. pułku piechoty. W historii pułku (Hermann Fröhlich, Geschichte des steirischen k.u.k. Infanterie-Regiments Nr.27 für den Zeitraum des Weltkrieges 1914-1918, t. I-II, Innsbruck 1937) Julius Eckl pojawia się kilkakrotnie. 5 lipca 1915 jako dowódca przyprowadził XII batalion marszowy, wcielony do pułku pod Horodenką. Powierzono mu wówczas komendę 12. kompanii.
- W historii pułkowej pod datą o miesiąc późniejszą – 13 - 14 lipca 1915 - odnotowano, że pod wsią Michalcze nad Dniestrem 12. kompania do boju poszła dowodzona przez podporucznika Winternitza. Z uwagą w nawiasie – „kpt. Eckl czasowo chory.”
- Wg kroniki pułkowej w sierpniu 1915 nadal dowodził kompanią we Wschodniej Galicji. Z gazet z tego samego czasu (sierpień 1915) wiadomo, że w ramach popularnej akcji wbijania w drewnianą figurę odpłatnych gwoździ, która w Grazu przyjęła nazwę „Landsturmann in Eisen” zebrał 123 korony wśród żołnierzy swojej kompanii i wysłał je do stolicy Styrii.
Inaczej widzi to sądowy sprawozdawca, pisząc, iż pewnego dnia patrol z sąsiedniej kompanii naprzeciwko pozycji zajmowanych przez oddział Eckla ujął jakiegoś jeńca, a zdarzenie to zainspirowało poetycko nastawionego dowódcę 12. kompanii do raportu o dużej potyczce, podczas której zwycięsko odparto wroga. Raport został przekazany do dowództwa, a Eckl za „nieustraszone zachowanie i zawsze wzorową postawę” otrzymał srebrny Tapferkeitsmedaille [w rzeczywistości Signum Laudis]. Wobec takiego wydarzenia dochodzenie w sprawie tchórzostwa zostało ostatecznie zaniechane, a baronowa Salvotti mogła kpiąco poinformować generała Koschatzky´ego, że nie potrzebuje już jego zeznań w sprawie ratowania męża, co zapewne jest już dziennikarskim komentarzem.
Ukłucie pluskwy
Potem, po ponownym pobycie w Hinterlandzie, Julius Eckl objął dowództwo 150. pułku Landwehry.
- Niewątpliwie był to styryjsko-dolnoaustriacki 150. batalion Landsturmu. Miasto Graz ufundowało w uznaniu zasług wojennych batalionu srebrną trąbkę sygnałową, którą 7 czerwca 1917 roku przekazał gen.płk Hermann Kövess von Kövesshaza, a dowódcą w tym czasie był major Julius Eckl.
Kaplica Scottich i Krzyż Zasługi Wojskowej
Powodem budowy kaplicy, nazwanej imieniem Scottich, o której wspominał w odpowiedzi na pozew płk Zborowski i zeznawał gen. Globočnik, była chęć przypodobania się dowódcy i uzyskania nagrody, czyli kolejnego odznaczenia, do czego, jak złośliwie zaznacza dziennikarz, ukłucie pluskwy nie wystarczało. Podkreśla przy tym, że budowali ją, spełniając kaprys swego dowódcy, w swoim mocno ograniczonym wolnym czasie żołnierze codziennie narażeni nie tylko na śmierć od kuli, ale też na lawiny, burze śnieżne, głód i zimno.
Gdy kaplica była gotowa, zaprosił dowódcę armii generała Scottiego i jego bardzo wpływowego brata, urządził ucztę na ich cześć, a budowlę ochrzcił ich nazwiskiem. „Święty Scotti był głęboko poruszony i gdy Eckl mu się poskarżył, że nie zostanie wystarczająco nagrodzony, udzielił bezpośredniemu przełożonemu [Eckla], okropnemu lizusowi generałowi Globočnikowi służbowej nagany”. Gustav Globočnik, mimo że pociągnął Eckla do odpowiedzialności za niepotrzebną budowę, na wszelki wypadek podał kandydaturę kapitana do odznaczenia Wojskowym Krzyżem Zasługi.
- Informację o wyróżnieniu Wojskowym Krzyżem Zasługi 3. klasy z dekoracją wojenną za dzielną postawę w obliczu wroga gazety podały na początku czerwca 1916 roku.
Kaplica nie była dużych rozmiarów, a powstała z prostych, chociaż niewątpliwie niezbędnych także przy umocnieniach wojennych, materiałów. Niezbyt trwały budynek z czasem się rozpadł. Zbudowano ją na nowo w latach 1980-1981.
https://images91.fotosik.pl/536/e9ff38475b07b66fmed.jpg
https://www.gps-tour.info/de/touren/detail.142438.html
Ma teraz nawet swoją stronę na FB, a na niej także starsze zdjęcia.
https://www.facebook.com/35227848484865 ... =3&theater
https://www.facebook.com/photo.php?fbid ... =3&theater
https://www.facebook.com/pages/category ... 484848653/
I chyba nikt już nie pamięta, jakie emocje budziła przed 100 laty.
Zgodnie z napisem na kaplicy, poświęcona została braciom Scotti. A w armii było ich pięciu.
Karl Scotti (1862-1927), od 1.05.1916 dwugwiazdkowy generał, to niewątpliwie ważna postać – szef sztabu u gen. kaw. Franza Rohra, którego zastąpił 20 czerwca 1916 na stanowisku komendanta 10. armii i dowodził nią do kwietnia 1917, gdy został zmieniony przez blisko 70. letniego, dotychczasowego ministra wojny Aleksandra von Krobatina.
Friedrich Scotti (1864-1926) dowodził FJB.8, a od października 1915 służył w „sąsiedzkim” 7. pułku piechoty, by w styczniu 1916 przejąć jego dowództwo. W maju 1916 awansował na stopień pułkownika i w tym czasie dowodził przejściowo brygadą. Jest to okres, gdy podległe mu oddziały znajdowały się w rejonie Rattendorf, więc zapewne to on był drugim z braci Scottich obecnym podczas poświęcenia kaplicy.
Mógł tam się również znaleźć Julius Scotti (zm. 1948), który w 1916 roku w stopniu kapitana służył w komendzie 10. armii, czyli podlegał starszemu bratu, a potem dowodził batalionem Landsturmu. W okresie międzywojennym miał stopień majora w stanie spoczynku.
Najmłodszy z braci, kapitan Ludwig Scotti (1878 - 5.03.1916), komendant 2. batalionu w LSchR. III zginął w lawinie. Czas, miejsce i okoliczności śmierci, a także położenie kaplicy i okres jej budowy (1916) uzasadniałyby poświęcenie jej właśnie jemu.
https://www.komoot.com/highlight/2074249
Piąty z braci, Gottfried Scotti (1875 - po 1948) jako kapitan LIR. 4 dostał się do niewoli na początku 1915 roku i był w obozie w Berezowce, a potem w Irkucku. W okresie międzywojennym miał stopień pułkownika w stanie spoczynku.
Kolejna partia artykułu sprowadza się do ogólnych refleksji na temat charakteru Eckla, oszczędzającego zdrowie swoje i narażającego życie podległych mu żołnierzy, którzy byli dla niego jak „materiał ludzki, wystarczająco dobry, by z trupów zbudować Golgotę, na której wyrośnie mały krzyż zasługi dla nędznego elegancika” [Feschak], by przytoczyć jeden z charakterystycznych przykładów dziennikarskiego stylu. Opisano dwa przykłady, o których zeznawał świadek Ferdinand Heinzel – piechura z poranionymi nogami, który został zmuszony do dalszego marszu, narażając się na zakażenie krwi, a także rozkaz popełnienia samobójstwa. W tej wersji polecenie miał żołnierzowi wydać bezpośrednio sam Eckl, a gdy nie zostało wykonane, przy następnym raporcie wrzeszczał: „Pieski świniopasie [tak pozwalam sobie przetłumaczyć popularne słowo „Schweinehund”], żyjesz jeszcze? Jeszcze się nie zastrzeliłeś? Ośmielasz się przeciwstawić rozkazowi?”
Swoją drogą, Ferdinand Heinzel w swoich zeznaniach podaje, że incydent z piechurem miał miejsce w trakcie ofensywy Brusiłowa, a w tym czasie batalion był na froncie karynckim. Może jednak chodziło mu o ogólne umiejscowienie zdarzenia w czasie lub o walki w roku 1917.
Order czmychany
Kolejny epizod to okres zmagań na Bukowinie w lipcu 1915 roku [z okoliczności wynika, że chodzi o rok 1917]. Toczyły się wówczas intensywne walki, których Eckl osobiście starał się unikać, więc zgłosił chorobę. Lekarz nie widział powodu do odesłania go z frontu, ale major uzyskał zgodę na urlop i wrócił dopiero wtedy, gdy najcięższe boje już minęły. Sporządził jednak raport o krwawej potyczce, w którym stwierdził, że wbrew rozkazowi [to może dlatego dziennikarz na wstępie i pod koniec artykułu stwierdził, że jeśli Bóg i Zyta pozwolą, płk Eckl dostanie jeszcze Order Wojskowy Marii Teresy] utrzymał ważną pozycję i wykazując szaloną odwagę umożliwił odwrót brygadzie, a brygadier Papp powiedział, iż major był wybawcą jego jednostki. Pomimo że takie zdarzenie nie miało miejsca i Eckl zamienił w swym raporcie kompanie austriackie z rosyjskimi pułkami, a pozycji nie utrzymał, dostał Order Żelaznej Korony. Generał Papp stwierdził później, że Eckl wiadomość o uratowaniu brygady wziął z powietrza.
- Prasa o odznaczeniu poinformowała w kwietniu 1917 roku. Był to order 3. klasy z dekoracją wojenną i mieczami - za dzielną i pełną sukcesów postawę w obliczu wroga.
Inżynier i oficer GenieStab narodowości rumuńskiej Daniel (Dănilă) Papp (1868-1950) nie uzyskał nominacji generalskiej w armii austro-węgierskiej, chociaż brygadą nazwaną jego nazwiskiem brawurowo dowodził już jako podpułkownik i potem jako pułkownik, a jego zasługi podczas walk na Bukowinie były wybitne, docenione m.in. Krzyżem Zasługi Wojskowej 2. klasy z dekoracją wojenną i mieczami. Być może dziennikarz odnosi się do jego stopnia w armii Królestwa Rumunii.
https://www.archivinformationssystem.at ... 0&SQNZNR=1
https://artgallery.yale.edu/collections/objects/165767
- Cesarz Karol był w Czerniowcach 5 sierpnia 1917 roku, a więc krótko po odbiciu miasta z rąk rosyjskich.
https://www.archivinformationssystem.at ... 10&DEID=10
Natomiast zaraz po wejściu do miasta oddziałów austro-węgierskich odbyła się defilada przed gen. płk. arcyksięciem Józefem, co można obejrzeć na filmie:
https://www.youtube.com/watch?v=MjYvGz0_hMc
Kolejny przypadek to skazanie na śmierć żołnierza, który obraźliwe wyraził się o Habsburgach, o czym w styczniu 1924 roku zeznawał ppłk Brosch.
Dodano kilka szczegółów – Eckl nie tylko nie zważał na zastrzeżenie pozostałych członków składu sędziowskiego, ale też nie wezwał na świadka komendanta kompanii, w której służył oskarżony, nie wysłuchał też jego samego. Miał na celu wyłącznie szybkie skazanie żołnierza na śmierć, gdyż uważał, że tego oczekują zwierzchnicy w trudnej sytuacji na froncie – przy znacznym upadku dyscypliny i licznych dezercjach. Opis egzekucji jest dużo barwniejszy, m.in. Eckl miał kilkakrotnie w swoich przemowach stwierdzić: „nie znałem większego przestępstwa niż tchórzostwo wobec wroga, ale teraz znam większe – obraza majestatu!”
Order Leopolda
Z czasem major Eckl objął dowództwo 25. batalionu strzelców polowych, gdzie poprzednikiem był ppłk Maximilian baron Themer-Jablonski de Monte Berico.
Dziennikarz odwołuje się do zeznań, które złożyli kapitan Celovic i porucznik Krokl. Major Eckl na przełęczy Tonale [Alpy Retyckie, teraz rotunda grobowa przy szosie, otoczona wyciągami narciarskimi], w krytycznej sytuacji dowodzonego przez siebie oddziału opuścił stanowisko, które znajdowało się nieco za pozycją dowództwa grupy i bez osobistego przekazania dowodzenia wycofał się około 2 kilometry w miejsce nie zagrożone ostrzałem. Następnego dnia tłumaczył swoje postępowanie depresją. Mimo stosownego meldunku złożonego ppłk. Marschanowi [Josef Marschan, wcześniej dowódca 17. batalionu strzelców polowych], który był dowódcą grupy, z nieznanych przyczyn major Eckl nie poniósł konsekwencji swojego postępowania.
Ppłk Marschan zgłosił natomiast następujący wniosek o odznaczenie:
„Major Eckl poprowadził swój batalion przy okazji ataku 13 i 14 czerwca 1918 na pozycję Rocollo Martinelli na południe od drogi przez przełęcz Tonale pod silnym ogniem wroga z dużą roztropnością i przykładną dzielnością i przez swe osobiste zachowanie w znakomity sposób wpłynął na swoich oficerów i wojsko. Dzielny i solidny komendant batalionu jest w pełni godny najwyższego odznaczenia".
Julius Eckl otrzymał wówczas Order Leopolda.
Ból zęba i Krzyż Żelazny
25. batalion strzelców polowych w lecie 1918 r. został przeniesiony na front zachodni i skierowany pod Beaumont. Jak pisze dziennikarz, gdy batalion był w ogniu, Eckl leczył we Frankfurcie zęby, których ból dla żołnierzy był swoistym barometrem wojennym, wskazującym poziom zagrożenia.
Żołnierze buntowali się przeciwko swojemu komendantowi, a on bombardował dowódców niemieckich pismami, w których przedstawiał swoje bohaterskie czyny, za co otrzymał Krzyż Żelazny II i I klasy.
„Żołnierze przeklinali okrutnego tchórza, jednakże ppłk Marschan wysłał do Austrii następujący wniosek odznaczeniowy: Dzielne zachowanie w obliczu wroga! Wybitny oficer sztabowy podczas swojej 40 miesięcznej służby frontowej [dziennikarz skomentował w nawiasie – w Innsbrucku, Czerniowcach, Abacji, Semmeringu, Einöd itd.] swoją prawdziwą wiedzę i praktyczne umiejętności bezgranicznie i z przykładnym skutkiem poświęcił służbie i podczas walk pozycyjnych na odcinku Beaumont przez swoją dzielność, niewypowiedzianą aktywność i skuteczne dowodzenie wyróżnił się przy przedsięwzięciach przeciwko wrogim pozycjom. Jego działaniu zawdzięcza się, że wzgórze 344 na odcinku Baeumont dla szczególnego uczczenia batalionu strzelców zostało nazwane „Feldjägerhöhe”, co bardzo przyczyniło się do podniesienia reputacji c.k. oddziałów.
Tylko upadek [Monarchii] przeszkodził w nowej dekoracji Juliusa Eckla.”
Na tym kończą się historie zaczerpnięte z oficerskich zeznań przed sądem, podlanych mocno jadowitymi komentarzami dziennikarza.
W podsumowaniu artykułu jeszcze refleksje na temat kondycji ludzkiej i kondycji państw – tego, które upadło i tego, które powstało na poprzednika gruzach bardzo różnej jakości – Julius Eckl, mimo licznych zastrzeżeń, w 1920 roku został przyjęty do armii i służył w niej najpierw w stopniu podpułkownika a potem pułkownika. Służba dla Republiki nie przeszkodziła mu w przyjęciu tytułu szlacheckiego Edler von Dorna, co było wprawdzie sprzeczne z ówczesnym porządkiem prawnym, ale zgodne z jego monarchistycznymi poglądami.