Stanisława Ordyńska

Wybitni obywatele Austro-Węgier
KG
Posty: 758
Rejestracja: 19 maja 2018, 16:16

Stanisława Ordyńska

Post autor: KG » 29 cze 2018, 22:04

Post ten był zamieszczony na starym forum Austro-Węgry 1 kwietnia 2014 r.


KG, 1.04.2014
Pentesilea z oczyma geometry, czyli Stanisława Ordyńska w oświetleniu wybranej prasy polskiej i obcej.


„W późnych godzinach wieczornych 26 listopada przed szpital oficerski przy Sensengasse [Wiedeń, Alsengrund – KG] podjechał samochód, z którego wysiadła siostra Czerwonego Krzyża. Prosty, biały strój diakonisy w niczym nie ujmował wyglądowi Jej Wysokości. Spod białego czepeczka błyszczały, jak rozpalone świętym ogniem, ciemne oczy. Jej białe, szczupłe dłonie dźwigają z pojazdu młodą dziewczynę - małą i delikatną jak dziecko. Ale to dziecko nosi szary mundur polskich legionistek, a kołnierz bluzy ozdabiają dystynkcje sierżanta.”
Tak, w oszczędnych słowach, rozpoczyna Angela von Glaser artykuł zamieszczony w „Neue Freie Presse” z 5 grudnia 1914 roku pod znamiennym tytułem „Eine kleine Heldin”.
Siostra Czerwonego Krzyża to pierwsza dama Monarchii - wdowa po arcyksięciu Karolu Ludwiku, macocha tragicznie zmarłego następcy tronu, szwagierka Cesarza - arcyksiężna Maria Teresa Portugalska, czyli w jej ojczystym języku Maria Teresa da Imaculada Conceição Fernanda Eulália Leopoldina Adelaide Isabel Carolina Micaela Rafaela Gabriela Francisca de Assis e de Paula Gonzaga Inês Sofia Bartolomea dos Anjos de Bragança (1855-1944). W czasie wojny po prostu siostra Michaela, gdyż tak jak wiele innych kobiet w służbie Czerwonego Krzyża, używała przybranego imienia.
https://www.fotosik.pl/zdjecie/b543422b207fe851
(„Sport&Salon”, 10.7.1915)

Arcyksiężna, której głos jest „miękki i pełny niczym wieczorne dzwony, dźwięczące zza cichego lasu”, prosi o przyjęcie swojej podopiecznej do szpitala oficerskiego, gdyż w poprzednim miejscu, w Statthaltereispital, nie było warunków do leczenia kobiety-podoficera. W placówce kierowanej przez dr Raimunda Schwarzwalda szybko znajduje się odpowiednio przygotowany pokój, gdzie wyczerpana pacjentka trafia „ze słowami miłosierdzia, które tylko ona [arcyksiężna] znajduje, przekazana siostrze Lou, niestrudzonej i zawsze skorej do pomocy, siostrze Lou. I pani, której czoło ozdabia diadem domu panującego Altösterreich, rozsznurowuje ciężkie buty z cholewami z opuchniętych stópek małej legionistki, sama kładzie ją do łóżka, a ta, ogarnięta wdzięcznością i wzruszeniem, pokrywa jej ręce pocałunkami. Gdzież jest malarz, który byłby w stanie tę scenę uchwycić…”

Kim jest ta dziewczyna „o stalowoszarych, ponadnaturalnie dużych oczach” ? To Stanisława Ordyńska, 18-letnia legionistka, z narodu który „jest najbardziej rycerskim i z pewnością najnieszczęśliwszym w Europie”.
https://www.fotosik.pl/zdjecie/c9fae42b3514bc33
(Der Krieg 1914-1919 im Wort und Bild, s. 538)

To nie pierwsza prasowa informacja o jej losie. Na początku grudnia 1914r. w „Neue Freie Presse”, a potem w „Nowej Reformie” i w „Ilustrowanym Kuryerze Codziennym” ukazały się notatki o przewiezieniu młodej legionistki ze Szpitala Rezerwowego nr 2 w Wiedniu (gdzie przy wsparciu innych legionistów trafiła z wiedeńskiego hotelu) do szpitala oficerskiego. Podano też kilka faktów z jej dramatycznego życia.
W „Neue Freie Presse”, oprócz artykułu Angeli von Glaser, który jest dla mnie podstawowym źródłem informacji, wkrótce pojawia się na pierwszej stronie obszerny felieton Raoula Auernheimera. W innym numerze - apel o datki na rzecz Ordyńskiej, która swoje pieniądze rozdała bardziej potrzebującym i została z dziesięcioma koronami przy duszy.
Tłumaczenie felietonu ukazało się po kilku dniach w „Nowej Reformie”. Komentarz wskazywał na wagę tej opowieści dla wizerunku Polaków („Niemiec o polskiej legionistce”), zwłaszcza że, jak podkreślał dziennik, „piękny feljeton” sygnowany literami R.A. napisał najprawdopodobniej Raoul Auernheimer – „jeden z najwybitniejszych feljetonistów austriackich; domysł ten potwierdza również sama jakość feljetonu, zgoła nieprzeciętna.”
W grudniu 1914 r. w kilku kolejnych numerach zamieścił artykuł (jednak w zupełnie innej tonacji) także „Ilustrowany Kuryer Codzienny”, obficie cytując i komentując „Neue Freie Presse” i „Nową Reformę”.
Stanisławą Ordyńską zainteresowały się również ówczesne pisma ilustrowane. „Wiener Bilder”, „Interessantes Blatt”, czy „Österreichs Illustrierte Zeitung” umieściły jej zdjęcie z krótkimi lub dłuższymi notatami.
W styczniu 1915 r. spore fragmenty artykułu Angeli von Glaser ukazały się też w dodatku do „Berliner Lokal-Anzeiger” („Amazonen von Heute”), po czym publikacja ta była szeroko przytaczana w obszernej pracy "Frauen als Soldaten im Weltkriege” w wydawanym w Lipsku przez prekursora seksuologii Magnusa Hirschfelda „Vierteljahresberichte des wissenschaftlich-humanitären Komitees während der Kriegszeit (Jahrbuchs für sexuelle Zwischenstufen)” - w szczególności zeszyt 1 z 1915 r. Informacje zamieściły też inne pisma, np. „New Yorker Herold”.
Później, co naturalne, zainteresowanie opadło, ale np. w cenionym wydawnictwie Der Krieg 1914-19 im Wort und Bild pojawia się zdjęcie młodej legionistki, co dobitnie świadczy, jak bardzo dramatyczna historia dzielnej Polki worała się w świadomość współczesnych. Całkiem niedawno przykład Ordyńskiej podany został także w pracy doktorskiej poświęconej kobietom w służbie wojskowej (Christopf Hatschek, Von der "wehrhaften" Frau zum weiblichen Rekruten, 2009). Jej nazwisko powtarza się też w wielu innych publikacjach o udziale kobiet w I wojnie światowej, czy też w ogóle – w konfliktach zbrojnych.

Stanisława Ordyńska pochodziła z poważanej warszawskiej rodziny. Urodziła się jednak w Galicji, w miejscowości „Lucka bei Zakopani”(w innej wersji - w Warszawie). Ojciec jej był dyrektorem dużych hut żelaznych, zagorzałym rewolucjonistą z roku 1863, który całej czwórce swych dzieci już w najmłodszych latach zaszczepił ducha patriotyzmu, nienawiści do rosyjskiego gnębiciela i silną wolę uwolnienia Polski spod carskiego knuta.
Stanisława w wieku 15 lat wstąpiła do „Strzelca” - organizacji, do której należał już ojciec i bracia, w tym także młodszy. W styczniu 1914 roku policja rozpoczęła w Warszawie aresztowania spiskowców, zamykając ich w więzieniach i wysyłając na Sybir. Również do drzwi warszawskiego domu Ordyńskich załomotały pewnej nocy żandarmskie kolby i wtargnęli oprawcy. Ojcu udało się w ostatniej chwili przekazać dzieciom 3000 rubli. Ordyński, wiekowy już wówczas mężczyzna, i jego najstarszy syn zostali wtrąceni do karceru, a później w więziennych strojach wywiezieni do kopalń Syberii. Trójka dzieci, w nocy i mgle, musiała uciekać z rodzinnego domu i z Warszawy. Matka pozostała w mieście, ale od miesięcy nie daje znaków życia – „może wegetuje gdzieś w rosyjskim więzieniu”, dodaje Auernheimer.
Młodzi ludzie szczęśliwie przedostali się przez granicę do Krakowa, gdzie wkrótce zgromadziło się 2700 ochotników, a wśród nich 200 kobiet i dziewcząt. Ich przywódcą był Ryszard, dawny kapitan carskiej armii, osaczany wciąż przez rosyjskich szpiegów. Ćwiczenia w jeździe konnej i strzelaniu odbywały się na placu Oleandry, wkrótce także z przydzielonymi oficerami austriackimi.

7 sierpnia trzy polskie Legiony wymaszerowały w pole - każdy przygotowany na walkę do ostatniej kropli krwi o uwolnienie Polski. Do konnej służby patrolowej zgłosiło się 35 dziewcząt, a wśród nich Stanisława Ordyńska z pierwszego legionu. Wyposażone były w szable i rewolwery, każda miała też w trokach strój wieśniaczy, by w razie niebezpieczeństwa ratować się ucieczką w przebraniu (Auernheimer uściśla, że był to ubiór chłopki rosyjskiej).
Legioniści „chrzest bojowy przeszli w Miechowie [Mniechow]. Z wielkim zapałem i odwagą, które zasługują, by złotymi zgłoskami odnotowane były w historii, młodzi legioniści nie tylko odpierali Rosjan, lecz w swym marszu na Kielce odnosili zwycięstwo za zwycięstwem. Tam zostali włączeni do armii Dankla, nastąpiła też przysięga na sztandar Austrii - radośnie ślubowali naszemu staremu cesarzowi wierność i posłuszeństwo aż do śmierci.” Wkrótce legioniści „pod komendą Ekscelencji FML. Durskiego” walczyli ramię w ramię z wojskami austriackimi w bitwie o Kielce.
Wzmianka o bitwie kieleckiej, dotychczas niedocenianej przez naszych historyków i pamiętnikarzy (np. Wincenty Solek, który zresztą nie zauważył też radości ze składanej przysięgi), warta jest zacytowania:
„Cztery razy zostali odrzuceni, ale za każdym razem znów szturmowali z pogardą śmierci, którą tylko ten do końca zrozumie, kto gotowy do skoku, bezsilny i zgrzytając zębami musiał się zginać przez lata pod rosyjskim brzemieniem - swoją siłę, swoją zwinność i swoją całą nienawiść wyrzucając w wielkiej chwili zemsty, buntu, wolności. 300 legionistów zginęło pod Kielcami, lecz zwycięstwo, zwycięstwo zostało osiągnięte! Odzyskanie dużej części własnej, gorąco ukochanej ojczyzny było w głównej mierze okupione polską krwią.”
Miała w tym udział także mała legionistka, ale niewypowiedziane szczęście zakłócił pierwszy, straszny ból w tej wojnie. Jej młodszy brat został pojmany podczas śledzenia wrogich pozycji i natychmiast powieszony, co Stanisława widziała ukryta w pobliskich okopach. Przed całkowitym załamaniem uchroniło ją tylko wspomnienie słów ojca - powstańca styczniowego o konieczności poświęcenia wszystkich i wszystkiego. „Tak więc powstrzymać łzy, szloch zdusić w gardle, zacisnąć zęby i naprzód.”

Sukcesy w walce z wrogiem to dla Stanisławy Ordyńskiej kolejne awanse.
Frajter.
Okazję do zdobycia pierwszej gwiazdki dała już akcja pod Jędrzejowem, gdzie prowadząc patrol konny Ordyńska miała wypatrzeć drogę wśród trzęsawisk. Z zadania wywiązała się doskonale – „wyrysowała splątaną sieć czarnych, ciężkich wód, wąskich przesmyków i szerszych dróg i przyniosła komendantowi dokładny obraz bagna”. („IKC”) [w „NFP” - „Sumpfbild”. Niestety, nie można się jednak dowiedzieć, czy był to „komendant”, czy też „Komendant” – w oryginale jest oczywiście „Komendant”, ale nie należy z tego wyciągać wniosków idących dalej, niż ten, że zasada pisania rzeczowników wyłącznie z dużej litery znacznie ogranicza inwencję piszącego.]
Szerzej tę akcję komentuje felietonista „NFP”: „to, co ona przynosi, jest o wiele cenniejszem niż kompania jeńców rosyjskich, to zdjęcie nieprzyjacielskiego ustawienia się wraz z jego terenem, tzw. croquis. Aby takie zdjęcie wykonać, trzeba zdolności wcale romantycznej: trzeba umieć rysować, trzeba tego, co niby nie jest niczem szczególnem, a co jednak z dziesięciu ludzi względnie jeden potrafi: trzeba umieć dobrze widzieć i umieć oddać to, co się widziało. I ta młoda, nowocześnie wykształcona panienka, ta Dziewica Orleańska, robiąca mapy, ta Pentesilea z oczyma geometry, ona to umie.” Jest to więc całkiem nowa, rodem z XX wieku, „romantyka, nad którą zawisł aeroplan”.
Jej pierwszy awans Auernheimer kwituje: „Nowoczesna służba jest twardą, i dawno minęły czasy, kiedy można było jak ks. Eugeniusz sabaudzki w 25-tym roku życia zostać feldmarszałkiem-porucznikiem”. [Zapewne nie wiedział, że w oddziale Piłsudskiego szefem sztabu jest 29. letni podpułkownik.]

Kapral.
Tym razem Ordyńska otrzymała rozkaz wyśledzenia wroga i wskazania reflektorem jego pozycji. W patrolu uczestniczyło 12 dziewcząt. „Nocą podpełzły one aż pod same namioty Rosyan, którzy leżeli snem głębokim zdjęci. (Mała legionistka pokazała mi na podłodze, jak dziewczęta pełzały, aby żadnych śladów po sobie nie pozostawić na mokrej ziemi). Poznały namiot oficerski. Zupełny brak ruchu i wielogłosowe chrapanie w jego wnętrzu zapewniły je, że nikt tam nie czuwa. Bez szmeru podniosły zasłonę namiotu, jednym ruchem, »tak jak się w kościele podnosi baldachim nad hostyą«, mówiła ona. (...) Trzej oficerowie leżeli tam na dywanach i spali jak zabici”. („IKC”)
Dziewczęta, wślizgnąwszy się między oficerów jak koty, nie wykorzystały jednak swojej przewagi i nie wyrządziły im żadnej krzywdy – zabrały tylko karabinek, teczkę z ważnymi papierami, legitymacje i mapy sztabowe ze szkicami interesujących pozycji. Wycofały się bezszelestnie, odjechały galopem i elektrycznym reflektorem zasygnalizowały miejsce noclegu wrogów. Wkrótce obóz został całkowicie zniszczony, a żaden ze śpiących nie uszedł z życiem. Jakimś cudem ocalał tylko namiot: „A namiot - mówiła ze śmiechem zuchwała, mała włamywaczka – zabrałyśmy my dziewczęta, bo bardzo nas złościło, że ci Moskale śpią pod namiotami, a my, dziewczęta, nie mamy nic, zupełnie nic do spania”. („IKC”)

Zugsfirer.
Trzecia gwiazdka to akcja koło miejscowości Malgoszcze [zapewne ponownie Małogoszcz, miejscowość znana z intensywnych działań Legionów]. I tym razem okolicę patrolowało 12 dziewcząt na koniach. Podczas powrotu do pułku zabłądziły jednak na bagnach. [znowu te świętokrzyskie mokradła!] Sytuacja wydawała się bez wyjścia. Otoczone przez Rosjan, schowały się w zaroślach. Ordyńska, przebrawszy się w strój chłopski, „poszła w las, aby zbierać grzyby, a w istocie , aby szukać drogi z bagna. Serce biło jej jak młotem, gdy wszędzie mijała moskiewskie czaty. Ale wdała się z nimi w gawędę i okłamała ich jak się patrzy, przyniosła im nawet zapaskę pełną grzybów [gatunek pominięto] – a z tem wszystkiem wyśledziła drogę powrotną przez straże moskiewskie i przez bagno. Nocą zaś dzielne dziewczęta wyśliznęły się z matni i powróciły w komplecie do obozu, nie straciwszy ani jednego konia.” („IKC”, w oryginale w „NFP” – „mit Ross und »Mann«”)
Potem nastąpił marsz na Dęblin. Przez 9 dni i 9 nocy, prawie ciągle na koniu, po 60 km każdego dnia, z rzadkimi chwilami na sen, bez zdejmowania odzieży i butów, w których puchły nogi, powodując ból.
Przez 3 a nawet 4 dni bez ciepłego pożywienia z kuchni polowej - żywiły się kapustą, burakami i ziemniakami [wg „IKC” – surowymi], czyli tym, co można było podnieść z pola. Bardzo rzadko dostawały kawałeczek chleba, czasem kupowały za 5 koron pół bochenka od jakiegoś żołnierza [chyba nie od Polaka!]. Siły je opuszczały, a na twarzach pojawiły się oznaki wyczerpania.

Feldfebel.
W bliżej niesprecyzowanej okolicy, ale zapewne gdzieś w rejonie Dęblina, Stanisława podjęła kolejną, tym razem całkowicie samodzielną akcję.
„Uczuła lęk i odezwała się do towarzyszek: »Chcecie mnie naprawdę puścić samą jedną?« Koleżanki uspokoiły ją: »Nie bój się niczego, bo na tej drodze z pewnością nie spotkasz się z Moskalami«. Więc ona śmiało pojechała.”
Wkrótce jednak usłyszała odgłosy konnego oddziału i „wprawnym uchem” oceniła, że jest to około 60 jeźdźców. Sytuacja była beznadziejna. „Przyszła jej na myśl ukochana matka, która przy pożegnaniu upomniała ją: »W niebezpieczeństwie módl się zawsze do Matki Boskiej, naszej polskiej patronki a nie opuści cię w trwodze.« Jakoż uciekając się ze łzami po obronę świętej opiekunki, Stanisława dobyła [zapewne sześcio- lub ośmiostrzałowego] rewolweru.” („IKC”) Dobrze schowana w zaroślach, wycelowała pewnym okiem [szkolenie na Oleanderplatz nie poszło na marne] i tak ze swej kryjówki zabijała jednego za drugim. Wróg, przekonany że wpadł w zasadzkę, pierzchnął. Nie wszyscy jednak – pod trzema żołnierzami legionistka zastrzeliła konie. Krzyknęła więc z krzaków: „Hände hoch, ergebt euch!” [w wersji „IKC” -„Ruki w wierch, poddajcie się!”] . „Moskale podeszli ku niej, podali ręce do związania [co zrobiła w tym czasie z rewolwerem, zapewne już przeładowanym? - czy może zmusiła jeńców do wzajemnego wiązania? – nie wiadomo!] – a mała legionistka, która jak sama mówiła, »z wszystkich czworga bała się najwięcej«, przywiązała ich do swego konia. »Nie miałam serca, aby puścić się kłusem, ale moi koledzy legioniści nieraz nadjeżdżali w galopie z przywiązanymi do siodła jeńcami.«”(„IKC”) „Wojna nietylko jest okrutną, lecz także czyni okrutnym”, snuje w innym kontekście filozoficzne refleksje felietonista „NFP”.
Stanisława jednak nie cieszyła się tym sukcesem i awansem na feldfebla, który nastąpił po tym, gdy rosyjscy jeńcy opisali okoliczności w jakich zostali pojmani. Dała znać wrażliwość typowa płci żeńskiej. Wydawało jej się, że jest morderczynią, która „z zimną krwią, spokojnie celując z ukrycia, zabija jednego po drugim ludzi, na których próżno czekać będą z drżącym sercem żony, matki, narzeczone.” Stanisława jest bliska wyczerpania nerwowego. Po powrocie do pułku popada w głębokie omdlenie. Lekarz pułku rozpoznaje wstrząs nerwowy.
Jak zauważa Auernheimer, „to zgroza ją ściga, a jej nawpół dziecięca miękka dusza nie może jej sprostać”. Nie jest to jednak historia jak z kleistowskiej wersji mitu – Pentesilea kochała Achillesa i nie mogła przeboleć jego śmierci, a na całe szczęście nasza Pentesilea - Stanisława „nienawidzi Rosjan. Jej szok nerwowy będzie wyleczony.” Słabość kobiety-podoficera ma dla felietonisty pozytywne strony, gdyż „stoi w pięknym kontraście do pewnych nienaturalnych okrucieństw, które na innych pobojowiskach skrwawionej ziemi europejskiej dokonały kobiety na trupach i na rannych. Przed temi hyenami pobojowiska, które ciągną za regularnem wojskiem, zakrywa geniusz ludzkości ze wstrętem swe oblicze. Nie wojna, nie potrzeba ojczyzny, jak utrzymują ich obrońcy ex offo, uczyniły je zbrodniarkami; były one niemi, nim się wojna zaczęła. Wojna nie stwarza nowych stanów moralnych, ale wywodzi na jaw już istniejące.”

Legionistka wraca do sił pod troskliwą opieką pułkowego lekarza. Pomaga jej w tym radość i duma z wyzwalania kolejnych fragmentów uciemiężonej, ojczystej ziemi. Przychodzi jednak kolejny dramat. Ciemny Las, 2 km od Dęblina. Przybiega bez tchu kurier z rozkazem, by się wycofać, gdyż prawe skrzydło jest już w odwrocie [jak pisze „IKC” - był to moment, „gdy przyszedł rozkaz aby nasza zwycięska armia z pod Iwangrodu się cofnęła”]. Stanisława nie rozumie – jak to, przecież pół Polski jest już nasze! A do tego lewe skrzydło zostanie stracone. Chce jeszcze chociaż spiąć konia i uratować resztę żołnierzy. Siły ją jednak opuszczają. „»O ojczyzno! Droga ojczyzno!« wołała i łzy strugą płynęły z jej oczu. Gdyby można było iść naprzód, znalazłaby w sobie dość siły, ale w drodze nerwy jej wymówiły służbę.” („IKC”)
Nic nie jedząc i nic nie mówiąc, jechała na wozie do Krakowa. Tam zaczęły znów wracać siły i chęć powrotu na front. Komendant powiedział jej jednak, że musi jeszcze pozostać w całkowitym spokoju, by nie postradać zmysłów. Wśród strasznych spazmów pogodziła się z tą myślą. Wkrótce wyjechała do Wiednia, gdzie trafiła pod troskliwą opiekę majorowej Schimek (siostry Lou). Marząc jednak cały czas o powrocie na front i oswobodzeniu Warszawy, "zbiera znów swoje młodzieńcze siły i uspokaja swoje nerwy, zupełnie wzburzone wskutek wrażeń i perypetyj wojennych, jakich jeszcze nigdy nie przechodziła żadna ośmnastoletnia dziewczyna” (Auernheimer). Rekonwalescencja może być jednak długa, gdyż Stanisława nadal z trudem panuje nad emocjami. „Nieraz w toku żywego opowiadania czyni ona pauzę; wielkie jej oczy napełniają się łzami, delikatnie wykrojone, a przecie tak energiczne usta drgają nerwowo, drobne, wątłe a przecież żelazne rączki ściskają moje dłonie... i po chwili znowu cwałujemy dalej, w dzikim pędzie, przez piaski i bagna, z patrolem, zawsze naprzód ku Iwangrodowi” („IKC”)


Specyficznie wojenne losy Stanisławy Ordyńskiej skomentował „Ilustrowany Kuryer Codzienny”, który przecież tego samego dnia co „Nowa Reforma” poinformował i o przewiezieniu legionistki do szpitala oficerskiego i, w trzech zdaniach, o jej losach. Notatki różnią się w zasadzie tylko tym, że dla „IKC”-a twierdza nad środkową Wisłą to Iwanogród, a dla „NR” – Dęblin. Może późniejsza, tak niechętna reakcja spowodowana była tym, iż redakcja nie zauważyła w porę wagi tematu i dała się wyprzedzić konkurentce. Już sam przydługi tytuł w „IKC” - Nowa „bohaterka” z „Neue Freie Presse” i z „Nowej Reformy” czyli jak sobie „mały Moryc” wiedeński wyobraża wojnę. (Słówko o różnicy między histeryą a historią) - zdradza negatywne nastawienie gazety. Można też wysunąć inne przypuszczenie - „Kuryer”, świadomie lub nieświadomie, przeciwdziałał dekonspiracji oddziału Rajmunda Świętopełka-Jaworowskiego.
Autor nie szczędzi złośliwości i nie unika antyniemieckich akcentów: „Nowa Reforma, która lubi powtarzać pacierz za panią matką wiedeńską, przetłómaczyła z zachwytem rzeczony feljeton”, albo: „która tak lubi iurae et verba niemieckich magistrów”. I dalej: „są korespondenci, którzy co dzień komponują jedno bohaterstwo własne lub piętnują jedno okropne okrucieństwo wroga. Czytaliśmy w niemieckich dziennikach n.p. o rannych, którym nieludzcy Belgijczycy wykłuwali oczy (same dzienniki berlińskie stwierdziły potem, że to fałsz), czytaliśmy opis cierpień biednego Bawara czy Sasa, którego okrutny Anglik zabrał ze sobą zupełnie nagiego do aeroplanu.”
Stanisławę Ordyńską gazeta nazywa rzekomym feldfeblem 1. pułku Legionów, małą hochsztaplerką, która „która pobudziwszy wyobraźnię lekturą powieści Karola Maya i historyj na temat walk z amerykańskimi czerwonoskórcami” opowiada niestworzone historie. Nie jest to jedyne odwołanie do literatury popularnej, gdyż w innym miejscu „IKC” wspiera się przywołaniem kolejnego pisarza – tym razem jest to James Fenimore Cooper. „Kuryer” kwestionuje też tożsamość Stanisławy Ordyńskiej, podając, iż naprawdę nazywa się Blumenfeld i jest córką urzędnika Nordbahn z Morawskiej Ostrawy. Być może domysł ten ma związek ze znanym w pewnych kręgach galicyjskich Ryszardem Ordyńskim, który do roku 1900 nazywał się Dawid Blumenfeld.
Inaczej widzi też „IKC” przebieg kampanii Legionów na Kielecczyźnie i jej geograficzne uwarunkowania. Faktem jest, że czytając te opisy można odczuwać pewien dysonans poznawczy. Być może jednak będzie to zaczyn nowych badań historycznych.

O zaciekłości, z jaką „Kuryer” zwalczał „Nową Reformę” świadczyć mogą też inne jego publikacje. Nieco ponad pół roku później porównuje ją nawet do ptactwa grzebiącego:
„Ślepej kwoce uda się też czasem znaleść ziarno. Ale czyż wypada zaraz się nadymać pychą, z tego powodu i gdakać o tem na całe miasto ? – „Nowa reforma”, dzięki swoim rozgałęzionym stosunkom, zdybie czasem jakiego szofera albo i feldwebla prowiantowego, który wrócił ze Wschodniej Galicyi i przywiózł jakąś gazetę lwowską – poczem w lot obwieszcza światu, iż posiadła wiadomości (...) Gdakające to samochwalstwo nieprzystojne nawet szanującemu się organowi opinii w Pipidówce. (...) „Nowa Reforma” przypomina od dawna starą nieruchawą haubicę, rozbitą kolumbrynę, która hałasuje niepotrzebnie i dużo swędu wytwarza, ale w sedno nie trafia... Ciężka to artyleria, wielce przestarzałego systemu! A nadęta i pełna pretensyi!”

Wkrótce pojawia się kolejny artykuł, a w nim nie tylko niechęć do konkurencyjnej gazety, ale wręcz mizoginizm, bo przecież nie jest to uprzedzenie do formacji ochotniczych, gdyż „IKC” wiele miejsca poświęcał Legionom. Otóż „Kuryer” znów odwołuje się do „Nowej Reformy”, która znowu (!) relacjonuje artykuł z „Neue Freie Presse”. Tym razem „IKC”-owi nie przypadła do gustu historia legionistki Legionu Ukraińskiego, Jaremy Kuc. W zacietrzewieniu podawane są w wątpliwość nie tylko czyny młodej Ukrainki, noszącej czapkę ułańską i szablę, ale nawet samo istnienie Legionu USS. Pretekstem jest m.in. taki opis: „Panna Jarema Kuc gra też wybornie na mandolinie. W walkach pod Wirchem Ostrym [Ostry Wierch (1026) w rejonie Makiwki?] grupa, do której należała, operowała z niemiecką armią południową. Wśród niemieckich towarzyszy broni był podoficer, który grał na harmonii. Oboje razem powzięli plan, aby sztukę swą oddać na usługi sprawy, Moskalom coś zagrać, przywabić ich i wywiedzieć się coś o ich stanowiskach. Pomysł ten okazał się doskonałym. Muzykalna para okopała się w pobliżu rosyjskich pozycyj i poczęła grać. Naprzód zabrzmiał austriacki hymn, potem „Wacht am Rhein”, - Rosyanie odpowiedzieli wściekłym ogniem. Potem jednak zagrała panna Kuc walczyka rosyjskiego [z jakichś powodów „Nowa Reforma” pomija jego tytuł, tymczasem „Neue Freie Presse” pisze po polsku – „Za czemze ta necz”] - a Moskale jęli bić brawo. Tymczasem nasze dzielne wojska podsunęły się pod pozycye rosyjskie i wyparły nieprzyjaciela...”

„Neue Freie Presse” opisuje więcej dokonań dzielnej Jaremy Kuc, ale to już całkiem inna historia...


DYSKUSJA
Allonsanfan, 3.04.2014
Ciekawe co na temat tej postaci piszą historycy - jeśli coś piszą. No i jeśli Stanisława Ordyńska w ogóle istniała, a jeśli istniała to czy rzeczywiście popełniła te dzielne czyny.
No bo jeden periodyk czyni z niej drugą Emilię Plater, a drugi pisze o małej hochsztaplerce ... Komu tu wierzyć.
Przyznam że nigdy wcześniej się z tą postacią nie zetknąłem. Ale też nigdy historią Legionów ani kobietami w Legionach specjalnie się nie interesowałem.
Jest taka książka "Dziewczęta w maciejówkach" Stanisława M. Jankowskiego, właśnie o kobietach w Legionach. Ktoś to czytał? Jest tam coś o Stanisławie Ordyńskiej?

KG, 4.04.2014
To gruba książka - ponad 450 stron. Czyny Ordyńskiej pominięte. Za to dużo np. o Wandzie Gertz czy Zofii Zawiszance (ps. Anna Wiśniowiecka, primo voto Gąsiorowska, secundo voto Kern) z Goszyc.

Allonsanfan, 4.04.2014
Czyżby to IKC miał rację?

Awatar użytkownika
Welfer
Posty: 49
Rejestracja: 07 cze 2018, 18:31
Lokalizacja: Northern Europe

Re: Stanisława Ordyńska

Post autor: Welfer » 06 lip 2018, 17:57

Dzieki K.G. za przypomnienie...
"Czlowiek mysli, ze jest gigantem, a jest gowniarzem, kolego."

ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 12 gości