Re: T. Woźny - Łowczówek 1914 (Największe bitwy Legionów Polskich 1914-1916)
: 14 sty 2024, 14:08
Jest tu mowa o kulach dum-dum. Pozwoliłem sobie przytoczyć tutaj cytat z "Pamiętników" Ignacego Daszyńskiego. Oto co Daszyński pisze na temat dum-dum i Legionów:
W związku z przysięgą wyłoniła się sprawa nowoczesnego uzbrojenia Legionów t. j. właściwie bytu Legionów. Dotychczasowe „Werndle" z r. 1879, strzelające olbrzymimi kulami ołowianymi, wywołały w armii rosyjskiej protest, który uwidocznił się odezwą wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza z dnia 24 sierpnia 1914 r. o „galicyjskich sokolskich organizacjach polskich", które używają „kul wybuchowych" z „obciętymi końcami"... W. ks. Mikołaj grozi zatem:
„W interesie całej ludności zakordonowej polskiej uprzedzam, że rozkazałem najwyżej powierzonym mi wojskom nie uważać organizacji sokolskich i tym podobnych za stronę walczącą i z członkami tychże, wziętymi do niewoli, postępować z całą surowością czasu wojennego".
Oczywiście, że to oszczerstwo wielkoksiążęce zostało gorąco poparte w całej prasie warszawskiej, oczarowanej niedawną odezwą „grunwaldzką". Biedni legioniści nie potrzebowali obcinać końców ogromnych kul ołowianych, darowanych wspaniałomyślnie przez armię austriacką, bo żadne obcinanie nie było potrzebne. Naturalnie, że rany spowodowane taką masą niechronionego stalowym płaszczem ołowiu, musiały być okropne! Należało zatem pomyśleć o nowoczesnej „humanitarnej" broni i pociskach otoczonych stalą. Obiecano tę broń. Ale długo by oczekiwać musiano na to, by armia austriacka dała ją wszystkim legionistom! Sama ona nie wiele wiedziała, co się z nią dzieje... To też legioniści—ludzie młodzi, bardzo sprytni—zaopatrywali się sami w karabiny nowoczesne. Znam wypadek, gdzie legioniści „kupili" za 150 papierosów kilkaset nowiuśkich „manlicherów". Było to nad Wisłą. Wystarczało zresztą maszerować z tyłu za jakąkolwiek czeską brygadą „Landsturmu", aby przy najlżejszej panice nazbierać karabinów, ile było potrzeba... Robili to „Piłsudczycy" I Brygady, bo inne dwa pułki na Węgrzech były dobrze uzbrojone. Tam był generał Durski i Zagórski...
Odmówienie przez Rosję Legionom „praw kombatantów", t. j. prawidłowych żołnierzy, groziło im szubienicą w razie wzięcia do niewoli. Podobno w pierwszych tygodniach wojny szubienica działała w kilku podobnych wypadkach. Znam z Małopolski jedną taką tragiczną śmierć legionisty Króla-Kaszubskiego, powieszonego w Pilźnie. Był to „królewiak", powszechnie kochany. Wesołe jego piosnki w gronie studenckim śpiewane, niezliczone dowcipy o warszawskich ugodowcach, rozweselały nieraz towarzyszy. Pod płotem cmentarza w Pilźnie pochowali ciało jego kaci i kazali ziemię nad nim końmi stratować; ale ludność Pilzna po ustąpieniu Moskali przeniosła ciało męczennika na cmentarz i uczciła go przy pomocy N. K. N. nagrobkiem. Przy tej smutnej uroczystości przeniesienia zwłok asystował p. Jaworski wraz ze mną.
Austro-węgierski rząd wspólny przesłał rządom państw neutralnych notę z 2 października 1914 r., protestującą przeciw postanowieniu naczelnego wodza rosyjskiego, wskazując na to, że „Legiony odpowiadają wszelkim warunkom, przepisanym w artykule I regulaminu, dotyczącego ustaw i zwyczajów wojny lądowej", że złożyły przysięgę na chorągiew i tworzą część armii austro-węgierskiej. Co do rzekomego użycia kul wybuchowych, to rząd austriacki oświadcza, że „ani te Legiony, ani jakakolwiek część armii austro-węgierskiej nie posługuje się podobnymi kulami". O sławetnych „Werndlach" oczywiście nie wspomniano. Ale nota odniosła skutek: groźba szubienicy usunęła się w cień.
Wspomniana "odezwa grunwaldzka" to odezwa Mikołaja Mikołajewicza. Znowu cytat z Daszyńskiego:
W tym samym czasie, bo dnia 14 sierpnia, wydał wielki książę Mikołaj Mikołajewicz jako naczelny wódz armii rosyjskiej słynną odezwę do narodu polskiego. W odezwie tej, świetnie napisanej, choć tylko przez wodza armii wydanej, czytaliśmy:
„Polacy! Wybiła godzina, w której marzenie święte ojców waszych i dziadów może się urzeczywistnić. Półtora wieku temu żywe ciało Polski poszarpane zostało na kawałki, lecz dusza Jej nie umarła. Żyje ona nadzieją, że nadejdzie godzina zmartwychwstania narodu polskiego i jego pogodzenia się braterskiego z Wielką Rosją. Wojska rosyjskie niosą wam błogą wieść tego pogodzenia. Niech znikną granice, które rozdzieliły na kawałki naród Polski. Niech złączy się on w jedną całość pod berłem Cesarza Rosyjskiego! Pod berłem tym odrodzi się Polska, wolna pod względem swej wiary, języka i samorządu. Jednego oczekuje Rosja od Was: takiegoż poszanowania dla praw tych narodowości, z którymi złączyła was historia. Z sercem otwartym i braterską dłonią idzie do Was na spotkanie Wielka Rosja. Wierzy ona iż nie zardzewiał miecz, który rozgromił wroga pod Grunwaldem".
Piękniej zaboru całej Polski pod rządy carskie nie można chyba było zapowiedzieć.
W związku z przysięgą wyłoniła się sprawa nowoczesnego uzbrojenia Legionów t. j. właściwie bytu Legionów. Dotychczasowe „Werndle" z r. 1879, strzelające olbrzymimi kulami ołowianymi, wywołały w armii rosyjskiej protest, który uwidocznił się odezwą wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza z dnia 24 sierpnia 1914 r. o „galicyjskich sokolskich organizacjach polskich", które używają „kul wybuchowych" z „obciętymi końcami"... W. ks. Mikołaj grozi zatem:
„W interesie całej ludności zakordonowej polskiej uprzedzam, że rozkazałem najwyżej powierzonym mi wojskom nie uważać organizacji sokolskich i tym podobnych za stronę walczącą i z członkami tychże, wziętymi do niewoli, postępować z całą surowością czasu wojennego".
Oczywiście, że to oszczerstwo wielkoksiążęce zostało gorąco poparte w całej prasie warszawskiej, oczarowanej niedawną odezwą „grunwaldzką". Biedni legioniści nie potrzebowali obcinać końców ogromnych kul ołowianych, darowanych wspaniałomyślnie przez armię austriacką, bo żadne obcinanie nie było potrzebne. Naturalnie, że rany spowodowane taką masą niechronionego stalowym płaszczem ołowiu, musiały być okropne! Należało zatem pomyśleć o nowoczesnej „humanitarnej" broni i pociskach otoczonych stalą. Obiecano tę broń. Ale długo by oczekiwać musiano na to, by armia austriacka dała ją wszystkim legionistom! Sama ona nie wiele wiedziała, co się z nią dzieje... To też legioniści—ludzie młodzi, bardzo sprytni—zaopatrywali się sami w karabiny nowoczesne. Znam wypadek, gdzie legioniści „kupili" za 150 papierosów kilkaset nowiuśkich „manlicherów". Było to nad Wisłą. Wystarczało zresztą maszerować z tyłu za jakąkolwiek czeską brygadą „Landsturmu", aby przy najlżejszej panice nazbierać karabinów, ile było potrzeba... Robili to „Piłsudczycy" I Brygady, bo inne dwa pułki na Węgrzech były dobrze uzbrojone. Tam był generał Durski i Zagórski...
Odmówienie przez Rosję Legionom „praw kombatantów", t. j. prawidłowych żołnierzy, groziło im szubienicą w razie wzięcia do niewoli. Podobno w pierwszych tygodniach wojny szubienica działała w kilku podobnych wypadkach. Znam z Małopolski jedną taką tragiczną śmierć legionisty Króla-Kaszubskiego, powieszonego w Pilźnie. Był to „królewiak", powszechnie kochany. Wesołe jego piosnki w gronie studenckim śpiewane, niezliczone dowcipy o warszawskich ugodowcach, rozweselały nieraz towarzyszy. Pod płotem cmentarza w Pilźnie pochowali ciało jego kaci i kazali ziemię nad nim końmi stratować; ale ludność Pilzna po ustąpieniu Moskali przeniosła ciało męczennika na cmentarz i uczciła go przy pomocy N. K. N. nagrobkiem. Przy tej smutnej uroczystości przeniesienia zwłok asystował p. Jaworski wraz ze mną.
Austro-węgierski rząd wspólny przesłał rządom państw neutralnych notę z 2 października 1914 r., protestującą przeciw postanowieniu naczelnego wodza rosyjskiego, wskazując na to, że „Legiony odpowiadają wszelkim warunkom, przepisanym w artykule I regulaminu, dotyczącego ustaw i zwyczajów wojny lądowej", że złożyły przysięgę na chorągiew i tworzą część armii austro-węgierskiej. Co do rzekomego użycia kul wybuchowych, to rząd austriacki oświadcza, że „ani te Legiony, ani jakakolwiek część armii austro-węgierskiej nie posługuje się podobnymi kulami". O sławetnych „Werndlach" oczywiście nie wspomniano. Ale nota odniosła skutek: groźba szubienicy usunęła się w cień.
Wspomniana "odezwa grunwaldzka" to odezwa Mikołaja Mikołajewicza. Znowu cytat z Daszyńskiego:
W tym samym czasie, bo dnia 14 sierpnia, wydał wielki książę Mikołaj Mikołajewicz jako naczelny wódz armii rosyjskiej słynną odezwę do narodu polskiego. W odezwie tej, świetnie napisanej, choć tylko przez wodza armii wydanej, czytaliśmy:
„Polacy! Wybiła godzina, w której marzenie święte ojców waszych i dziadów może się urzeczywistnić. Półtora wieku temu żywe ciało Polski poszarpane zostało na kawałki, lecz dusza Jej nie umarła. Żyje ona nadzieją, że nadejdzie godzina zmartwychwstania narodu polskiego i jego pogodzenia się braterskiego z Wielką Rosją. Wojska rosyjskie niosą wam błogą wieść tego pogodzenia. Niech znikną granice, które rozdzieliły na kawałki naród Polski. Niech złączy się on w jedną całość pod berłem Cesarza Rosyjskiego! Pod berłem tym odrodzi się Polska, wolna pod względem swej wiary, języka i samorządu. Jednego oczekuje Rosja od Was: takiegoż poszanowania dla praw tych narodowości, z którymi złączyła was historia. Z sercem otwartym i braterską dłonią idzie do Was na spotkanie Wielka Rosja. Wierzy ona iż nie zardzewiał miecz, który rozgromił wroga pod Grunwaldem".
Piękniej zaboru całej Polski pod rządy carskie nie można chyba było zapowiedzieć.