Filipdan pisze: ↑20 wrz 2018, 18:09
Autorka często opisując zachowanie żołnierzy węgierskich wskazuje na ich negatywne strony...
4 stycznia 1915 – piątek
...
Małecki opowiadał mi, że
ma takie przykrości w werkach. Rozchodzi się o szalone szko-
dy, które porobili
Węgrzy w Krasiczynie w pałacu. Pałac ma być
doszczętnie zniszczony, wyraźnie doszczętnie, gorzej niż tam
mogli gospodarować Moskale...
21 marca 1915 – niedziela
...
Próbowałam rozmówić się z maroderami, poszłam ze stró-
żem, ale z siekierami do nas się stawiają. Rozmówić się też trud-
no, to
Węgrzy i Rumuni przeważnie. Wszystko złe, jak wilki
zbuntowani, gotowi się rzucić na człowieka. Szczepy już w ogro-
dzie wycinają, rozbili piwnicę na jabłka. Tam złożone były drzwi
i okna ze strychów i rupiecie. Wszystko wykradli, porąbali, boję
się, że się wezmą do drzwi i okien w pomieszkaniach. Jestem jak
oszalała, strach i zgryzota w nogi mi poszły i krzyże, ból silny,
bezwładność, chodzić nie mogę. Wpadają mi do kuchni i pory-
wają cokolwiek. Drzwi zamykamy, dobijają się, walą, kopią, a ja
muszę ostatni kęs oddać z ugotowanego obiadu. Same piłyśmy
herbatę z chlebem.
Wynik tej nocy był taki, że mnóstwo Moskali poległo, toteż
huk armat nie ustawał noc całą i teraz ciągle straszliwy ogień.
Ulica nasza zapchana końmi prowadzonymi na rzeź. Wszystkie
wybić mają, aby Moskalom nic nie zostało, także automobile po-
niszczą, którymi teraz jeszcze ciągle gonią z rozkazami do we-
rków. Na przedmieściu na dobre rozpoczęła się grabież, rozbija-
nie sklepów i domów, szukanie za żywnością. Już podobno mord
się rozpoczął. Pojąć nie możemy, dlaczego te daremne wystrzały
na werkach. Czy po to, aby Moskale potem więcej się mścili? Czy,
aby koniecznie bunt wywołać?...
2 kwietnia 1915 – piątek
...
O tej nieszczęsnej
wycieczce prawie całej załogi przemyskiej w przeddzień wysadzenia
werków, gdzie przeszło 7000 polegało, to tyle razy słyszałam, że były
to ofiary na rzeź prowadzone. Wydano im kilkudniowe porcje po
kilka konserw, suchary, chleb, dano sporo wina i wódki, czyli upito
dla werwy i powiedziano, że idą się przebić przez dwie armie na Wę-
gry. Ludzie, a
przeważnie Węgrzy, upici, maszerując wtedy w nocy,
tak byli rozentuzjazmowani, że śpiewali, krzyczeli hurra, a że byli
wygłodzeni cały zapas na raz w marszu zjedli, tak się każdy cieszył
zapowiedzianą im wolnością. Mieli się też szalenie bić – polegli.
Nie chciałam, nie mogłam dać wiarę tej zbrodni. To zdaje się,
że nieprzyjaciel mniej wziął niewolnika, to coś jak wysadzenie we-
rków, niszczenie broni, wysadzenie mostów, to nie do wiary. Mieli
wyjść trzema drogami z Przemyśla dla zmylenia wroga, ale wszy-
scy schodzili się w kierunku Medyki. Reszta okręgu fortecy była
obsadzona nędznie tylko dla zamaskowania. Tak jak mi porucz-
nik Węgier ocalony mówił na przestrzeni 40 kilometrów był tylko
jeden batalion. Czy mi ktoś uwierzy, że dziś mój rotny (kapitan)
powtarza mi to samo, tylko bardziej szczegółowo. Plan ten u Ku-
smanka, przy jego łóżku w nocy ułożony, rano był znany Moska-
lom. Zgromadzili gros swoich i czekali skryci, przepuścili Honwe-
dów przez pierwszy, drugi i trzeci pierścień i zamknęli. To co uszło
to cud.
27 kwietnia 1915 – wtorek
...
Opowiadano nam w sklepie Piskorza, że w jego kamienicy na Zasaniu nasi
kochani Węgrzy tak gospodarowali, że byki i krowy w pokojach
trzymali i wszystkich obrabowali. Stróżowa z rady powiatowej
opowiadała, że tak bez głowy postąpił Kuczka, iż nie pochował
rzeczy ze skarbca. Wójtowie poznosili puszki z pieniędzmi, także
bardzo cenny sztandar sokoli ze złotymi i srebrnymi gwoździa-
mi, wartości kilkudziesięciu tysięcy. Wszystko zabrali Rosjanie,
...